Moje umiejętności w kuchni pozwalają mi na utrzymanie się przy życiu. Nic ponad podstawy (w tym obiadowe) nie robię, głównie dlatego, że w kuchni rządzi moja rodzicielka. No i mi się nie chce. No i nie mam motywacji. Matula od wielu lat grozi, że zrobi mi intensywny kurs gotowania, ale nic z tego nie wychodzi.
I w sumie nie przeszkadza mi to.
Eksperymenty wolę przeprowadzać w samotności, a rzadko kiedy się zdarza, że mi się zachce i w dodatku mamy nie ma w domu. Podejrzewam, że moje umiejętności rozrosną się przy okazji dorwania się do WŁASNEJ kuchni, czyli za parę lat. 😉
Ostatnio rodzeństwo zrobiło mi apetyt na bloga mojewypieki.blox.pl [obecnie mojewypieki.com – przyp.aut.2015]. A tam przepis na najprostsze ciasteczka maślane. Matula pojechała się dokształcać, a ja kupiłam w sklepie porządne masło i zabrałam się do roboty.
Ogólnie proces twórczy trwał jakieś pół godziny, łącznie z pieczeniem. Wyszło to.
Kruche, ale nie bardzo suche. Dodany aromat migdałowy (chciałam waniliowy, ale nie było w domu) dodaje im delikatnego smaczku. Mimo braku papieru do pieczenia (piekłam na blasze wysmarowanej olejem) wyszły pychotne.
Dumna z siebie jestem przestraszliwie. Ciekawe, jak długo przetrwają, bo sama zeżarłam przynajmniej 1/3, a rodziciel (porównywalny ze mną, jeśli nie większy łakomczuch) już się o nich dowiedział.
Już mam ochotę upiec jutro 2x większą porcję. Chyba trzeba będzie się przebiec do sklepu po masło…