… wczoraj minęło. Pół roku mieszkania poza domem rodzinnym.
Nie umarłam z głodu. Nie zaginęłam pod górą śmieci. Koty mnie nie zjadły. W ciuchach chodzę czystych, choć niekoniecznie dobrze wyprasowanych (liczy się wysiłek…). Odżywiam się chyba nienajgorzej, skoro powolutku chudnę.
[Piję właśnie kawę o posmaku i zapachu kawy z bananem. Mam szok tlenowy, bo odprowadziłam MM na pociąg.]
Nie ukręciłam kotom tych ich głupich łebków. Koty też się raczej dobrze trzymają, chociaż jeden nadal nie jest odrobaczony i zaszczepiony.
Nie popadłam w długi. Nie dałam się namówić na karty kredytowe. Wyrabiam się finansowo.
Nadal nie umiem gotować.
Jakoś to leci… Lepiej u mnie, niż w domu, który pół roku temu opuściłam. Myślę, że nadal mogłabym do niego wrócić… Do jakiejś odseparowanej od reszty domowników części…