Kategorie
Osobiste

Obrazki z Grecji

Ponieważ mamy początek stycznia, humory coś nie te, laba się kończy i teraz będzie tylko zapierlod do Wielkanocy (dla mnie do przełomu marca i kwietnia, bo biorę tydzień urlopu, żeby dojść do siebie po miesiącu urlopu mojego szefa 😉 ), to wklejam trzy fotki z Grecji.

Zatoka wraku. Morze ma naprawdę taki kolor.

 

Klify na zachodzie Zakynthos, najwyższe na wyspie.
Tak sobie można obiad zjeść w Laganas. Morze było ciepłe 😉

I niech Was te trzy zdjęcia dociągną do kolejnego urlopu.

Kategorie
Rozrywka

Podsumowanie kącika czytelniczego 2019

Nie ma się czym chwalić. Od kwietnia nie przeczytałam w całości ani jednej książki, mimo podjętych prób. Na swoje wytłumaczenie mam tylko tyle, że większość roku pisałam po angielsku tzw. Potwora, czyli najdłuższe w mojej „karierze” fanfiction (ok. 66 tysięcy słów), a walka z kryzysem pisarskim często wiąże się też z kryzysem czytelniczym. Nie wiem, czy będzie lepiej, bo przymierzam się do pisania kontynuacji Potwora.

Przeczytane w 2019 roku:

  1. Caspar Henderson „Księga zwierząt niemalże niemożliwych” (zaczęta w 2018) – reklamowana jako „współczesny bestiariusz”, książka traktuje o różnych dziwnych zwierzątkach. Autor trochę je opisuje, po czym wybiera sobie jeden aspekt istnienia owego zwierzątka i nieco rozbudowuje wokół tego filozofię. Nie było to bolesne, ale czego innego się po tej książce spodziewałam.
  2. Cezary Łazarewicz „Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej” – o najgłośniejszym procesie Polski z okresu międzywojennego. Autor przedstawia całą sprawę, sposób prowadzenia śledztwa, wyroki, wątpliwości… Czy Gorgonowa zabiła 17-letnią Lusię? Co się po IIWŚ stało z Gorgonową? Na te pytania nie otrzymujemy jednoznacznej odpowiedzi, ale w końcu udało mi się dowiedzieć coś więcej o sprawie, o której czasem tylko coś słyszałam, ale nie znałam szczegółów. Ciekawe i bardzo dobrze się czyta.
  3. Bernadette McDonald „Kurtyka. Sztuka wolności” – o jednym z najsłynniejszych polskich wspinaczy, który w przeciwieństwie do wielu legend himalaizmu z lat 70-tych i 80-tych przeżył szczyt swojej sławy. Sławy, której zresztą nie chciał. Kurtyka nie polował na ośmiotysięczniki, on chciał w stylu alpejskim (minimum sprzętu, ekspresowe tempo) wytyczać nowe trasy po pięknych ścianach. Kolejna fajna książka o himalaizmie.
  4. Michał Rusinek „Pypcie na języku” – walczyłam z kryzysem czytelniczym. I się, przynajmniej chwilowo, udało, pożarłam toto w trzy dni. Rusinek ma swój uroczo-dowcipno-językoznawczy styl, dlatego nieco mnie zdziwiły nawiązania do wciąż obecnej sytuacji politycznej. Jego prawo. Całe szczęście nie wali swoimi poglądami jak obuchem w łeb.
  5. Richard Shepherd „Niewyjaśnione okoliczności” – o pracy patologa sądowego w Wielkiej Brytanii, całkiem ciekawe, momentami osobiste. Ja tam osobiście czytałam to przy jedzeniu i rewolucji nie było 😉
  6. Jiří Březina „Przedawnienie” – czeski kryminał. W sumie trochę dziwny, bo akcji jako takiej w nim nie ma, tylko dwoje ludzi rozmawia o przedawnionej już sprawie dwóch morderstw na czechosłowacko-austriackim pograniczu. Czytało się fajnie, ale widać, że to tylko jedna część planowanej serii.
  7. Joanna Kuciel-Frydryszak „Służące do wszystkiego” – o jednej z najbardziej skrzywdzonych grup społecznych, bardzo licznych w co bogatszych polskich domach w okresie od końca XIX wieku i do II Wojny Światowej. Biedne, niedouczone dziewczyny ze wsi jechały do miasta w poszukiwaniu lepszego życia i szły do służby. Czasem trafiły dobrze, stawały się częścią rodziny. Czasami źle, robiły niczym niewolnice, bez własnego kąta i prawa do prywatności; wymagano od nich tego, czego jaśnie pani przecież nie dałaby rady zrobić sama w ciągu dnia! A one musiały. Bardzo ciekawe i świetnie się czytało.
  8. Michał Rusinek „Niedorajda” – wycinki z poradników, rozkładane na części pierwsze pod względem logicznym i językowym. Parę razy popłakałam się ze śmiechu.
  9. Marta Kisiel „Małe Licho i tajemnica Niebożątka” – kontynuacja przygód dawnych mieszkańców Lichotki, przeprowadzonych do nowego domu; grono powiększone o nowego potwora i… chłopca. Który ma swoją tajemnicę. Pisane w klimacie książki dla dzieci, ma pewne elementy horroru, ale ogólnie to dobrze znany styl autorki. Fajne na wakacje.
  10. Terry Pratchett, Neil Gaiman „Dobry omen” – anioł Azirafal i demon Crowley dowiadują się, że niedługo nastąpi Armageddon. Ponieważ przez 6000 lat istnienia ludzkości zdążyli się z nią zżyć, postanawiają zapobiec końcowi świata. Bardzo Pratchettowe i Gaimanowe, ostatnio zaadaptowane przez tego drugiego na serial, który zaczęłam oglądać, potem postanowiłam przeczytać książkę. Serial pewnie też dokończę, bo jest świetny 🙂 (EDIT: serial dokończyłam i mam teraz fazę na Davida Tennanta, który przejął pałeczkę po mojej fazie na Michaela Sheena.)
  11. Swietłana Aleksijewicz „Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości” – przetrzepała mnie ta książka. Rozmowy z osobami mieszkającymi nielegalnie w strefie zamkniętej, z wdowami po likwidatorach, z dziećmi, przedstawicielami władz lokalnych, naukowcami. Obraz zaniedbań i desperacji. Książka jest świetna, ciężka, kopie bez litości, choć w sumie zabrakło mi w niej opisu tego, co się właściwie w Czarnobylu stało, jak doszło do katastrofy. Ale o tym można sobie filmik na YT obejrzeć, albo serial HBO.
Kategorie
Osobiste Praca

Co mnie wkrówia

  1. Stały pacjent, który mnie pyta, jak ma dać łapówkę pewnemu chirurgowi. Ile ma dać i kiedy? „Jeśli będzie potrzeba, u mnie z pieniędzmi nie ma problemu, nikomu nie powiem!” Jeden lekarz go wypierniczył po propozycji łapówki. Pac się zastanawia, czy za mało nie zaproponował.
  2. Pacjenci, którzy podczas rozmowy telefonicznej celem potwierdzenia wizyty powiedzą, że będą, po czym nie przychodzą. Muszę im z bomby przy najbliższej okazji dodawać do kosztów wizyty to, czego przez ich nieobecność nie zarobiłam (czyli jakieś 55-60 zł). Może się nauczą. Dzwonić z informacją albo przychodzić jak Bozia przykazała.
  3. A propos Bozi, wkrówiają mnie też ci wszyscy święci katole, którzy w dni powszednie i soboty plują, dogadują, rzucają kamieniami na sąsiada albo obcego, albo osobę o odmiennym kolorze skóry, albo niehetero, albo niepozostającego w świętym związku małżeńskim, albo w jakikolwiek sposób różniącego się od Normalnej Większości, a w niedzielę grzecznie drepczą na pierwszą możliwą Mszę św., łapki złożone do pobożnej modlitwy, regułki bezmyślnie wyrecytowane, pieśni na całe gardło z pamięci odśpiewane, pewien Sakrament przyjęty, sumienie czyste, miłuj swego bliźniego jak siebie samego, amen. Jak ja nienawidzę tego polskiego katolstwa, które z naukami Jezusa Chrystusa nie ma nic wspólnego. Jestem biała, hetero, cis (czyli nie trans, znaczy w akcie urodzenia mam płeć żeńską i z taką się identyfikuję), żyję na kocią łapę od kilku lat, nie mam dzieci, stara lambadziara, w kwestiach wiary uważam się za agnostyka-hipokrytę, moja świadomość jeśli chodzi o kwestie płci i orientacji seksualnych zaczęła się rozwijać dopiero niedawno, ale krówa mać, żyję i daję żyć innym. Czemu mi krówa ma przeszkadzać to, co inni nieszkodliwie dla siebie i ogółu społeczeństwa robią we własnej sypialni? Czemu dzieci mają się nie uczyć o tym, co jest naturalne, bo tak nas przecież Bozia stworzyła? Czemu mają odrzucać wszelkie odmienności, wytykać różnice palcami? Z internetu mają się uczyć, dlaczego dziewczyna woli dziewczyny, a nie chłopaków, albo dlaczego biologicznej dziewczynie wybitnie to ciało nie pasuje, wolałaby męskie? I jak się to wszystko nazywa, skąd się wzięło i że to wcale nie zboczenie, nie choroba?

Późno już. Idę spać, wkrówiona.

Kategorie
Praca

Sprawy ważne

Opis sytuacyjny:
W pracy trochę nam się posypała obsada. Z pięciu lekarzy zostało trzech, w tym codziennie pracuję ja i szef.
Szef mieszka nad przychodnią.

Wychodząc któregoś razu z pracy widziałam, że szef wyjeżdżał tyłem autem z podjazdu do garażu. Musiałabym przejść za jego autem, żeby dojść do swojego wozidełka.

Stanęłam więc, żeby mógł wyjechać. Szef się też zatrzymał. Oboje się zawahaliśmy. W końcu szef wyjechał, opuścił szybę i rzucił:

„Muszę uważać, bo jak potrącę, będę musiał zupełnie sam pracować…”

No tak. Priorytety jasno ustalone 😉

(za karę zgasł mu silnik przy wykręcaniu.)

Kategorie
Osobiste Praca

Co robię nie tak?

Tak sobie myślę, że mam tę swoją działalność gospodarczą od ponad 7 lat, ZUS się płaci (od początku pełny, bo na stażu była umowa o pracę), podatek się płaci, księgowej się płaci, rachunki się szefowi wystawia, faktury zbiera, szkolenia się wrzuca w koszty, cichcem się marzy o własnym gabinecie w rodzinnej wsi, czasem ukradkiem przemknie myśl „a może jednak kupimy z Ł. mieszkanie” (Ł. o tej myśli jeszcze nie wie, pewnie zaraz się dowie, bo narodziła mi się dziś, przelotem; minusem jest konieczność wzięcia kredytu – na pewno nie we frankach – i dość spore ograniczenia lokalizacyjne, jeśli miałoby mieć to sens dla nas obojga, bo on chce trochę bliżej 3miasta, a ja nie chcę zmieniać obecnego miejsca pracy, bo tam mi dobrze, a im bliżej 3miasta, tym będę miała dalej), się wkurwia na państwowe rozdawnictwo moich ciężko zarobionych pieniędzy i jakoś to leci bez większego stresu…

… a dla niektórych własna działalność to taki trochę ojej, czy ja podołam, wielka zmiana w życiu i co to będzie.

Czy ja coś robię nie tak? Czy ja o czymś nie wiem? Czy jakiś urząd się właśnie nie szykuje, żeby zrzucić mi na łeb konsekwencje czegoś, co powinnam od tych 7 lat robić, a nie robię, bo nie wiem, że powinnam?

(jakby co, to tfuuuu! żeby nie zapeszyć.)

Kategorie
Osobiste

Chcelista

W mojej rodzinie mamy taki pożyteczny zwyczaj, że przed wszelkimi świętami związanymi z kupnem prezentów, wysyłamy sobie chcelisty. Czyli co byśmy chętnie zobaczyli pod choinką (najczęściej).

Może ciężko w to uwierzyć, dzieci, ale nadchodzi taki czas w życiu pewnych szczęściarzy, że nie mają oni pojęcia, co chcą dostać, bo wszystko potrzebne już mają, a na niepotrzebne rzeczy brakuje im miejsca i czasu na odkurzanie.

Ja tak miałam w te Święta. Rodzina mojej chcelisty nie dostała. I tak dostałam fajne prezenty, ale!

Tak sobie siedzę na moim krześle komputerowym, które się rozsypuje od kilkunastu lat (serio, post na Fejsie o tym, że krzesło dogorywa, pisałam jakieś 7 lat temu), przetarte siedzisko przykryte dywanikiem, strach je podnieść wyżej, z drugiej strony i tak siedzę zgarbiona, laptop jest niezdrowy dla pleców.

I tak sobie marzę o nowym krzesełku, ale ilekroć wchodzę do sklepu z meblami i widzę ewentualnych następców, to mi się mózg wyłącza.

Bo chociażby podnoszone podłokietniki, podobno fajna sprawa. We wszystkich dostępnych modelach w Jysku wyglądały na gówniane.

A te, które nie wyglądały, były częścią krzesła za 400 zł. Albo bardzo dużego krzesła, a my nie mamy dużo miejsca. Pewnie gdyby zrobić czystki, byłoby łatwiej, ale do tego potrzeba mobilizacji.

Na brak kasy nie narzekam, ale jak coś do mnie nie zawoła albo nie zrobię solidnego riserczu z wymienianiem cech w tabelce w Excelu z traktowaniem Ctrl+B głównych zalet (dwa laptopy tak kupiłam. Nie jednocześnie! Z półtorarocznym odstępem czasowym, zalety za każdym razem były inne), nie wydam ot tak 400 zł.

Jak zawoła, to i owszem. Po riserczu w sumie też.

No. To ja poproszę krzesło komputerowe na urodziny. Żebym to nie ja musiała robić ten risercz.

(do sierpnia jeszcze troszkę)

Motywację też poproszę, ale to jest bardziej skomplikowana sprawa. Mnie by trzeba było zmobilizować do wielu rzeczy, bez terapeuty się nie obędzie, a do niego też trzeba pojechać i przejść przez ten żmudny proces terapeutyczny, a ja się boję, co jest chyba normalne.

I tak od krzesła komputerowego przeszliśmy do problemów psychicznych.

Z innej beczki: aktywnie acz z przerwami, od kilku lat, piszę fanfiction. Ostatnio również po angielsku. Nie, to nie jest domena wyłącznie gimnazjalistek. Zaczęłam pisać dopiero w klasie maturalnej i jest to proces równie kreatywny co tworzenie własnych historii. Co z tego, że postaci już mamy podane na tacy. Pisze się tag AU (Alternative Universe) albo OOC (Out of Character) i można popuścić wodze fantazji.

Howgh.

(to był tzw. rant w moim wykonaniu.)

Kategorie
Osobiste Praca

Takie tam

Trochę mi przeszedł smutek na brak Fejsbunia. Najprawdopodobniej tam wrócę, ale pierwszą rzeczą będzie ponowne klikanie „Lubię to!” celem oczyszczenia ścianki z rzeczy, które nie są mi do szczęścia potrzebne. Fejsik się nie poddaje, dostaję na email powiadomienia o zdjęciach wrzuconych przez matulę oraz o tęsknocie moich fanów na fajpejdżu blogaska. Ale spokojnie, jeszcze jakieś 2-3 tygodnie. Nie odliczam, patrzę tak teraz na kalendarz wiszący mi nad biurkiem ;).

Przez cały luty nie tknęłam książki. Znaczy kryzysu ciąg dalszy. Szamałek nadal pokrzywdzony.

Mam zapitolnik w pracy, bo często wszyscy pacjenci z bólem spadają na mnie. Niestety, muszę ograniczać ich ilość, bo zwyczajnie nie daję rady przyjąć wszystkich. W niesprzyjających okolicznościach osoby przybyłe do przychodni po 9 wychodzą z niej przed 13, bo paców dodatkowych przyjmujemy między pacjentami już zapisanymi. Absencje pacjentów to ogólnie czasami dar bóstw, zwłaszcza na początku zmiany.

Blox ogłosił zamykanie się. Dostałam powiadomienia o blogach, o których w sumie zapomniałam. Oczywiście ściągnęłam zawartość wszystkich trzech ( 😉 ), ale raczej nie będę ich już nigdzie wrzucać. Trochę szkoda, bo na jednym z nich (z czasów studenckich) ostatnio posypały się komentarze. Najlepsze były te z życzeniami powodzenia pod notkami o egzaminach. Z, powiedzmy, 2009 roku.

Zastanawiam się też nad zmianą wyglądu tego bloga. Chyba muszę pogrzebać w skórkach na WordPressie i może w jakąś zainwestować. Znowu będzie grzebanie w CSSie.

Kakałko wypite, czas na ząbki, prysznic i spać.

Kategorie
Praca

„Nie chce iść”

Dziecko lat 12. Ząb boli od miesiąca. Ostatnio dokuczył mocniej, więc dziecko dało się zaciągnąć na fotel dentystyczny.

Oczywiście dolna szóstka do kanałówki. Dziura jak studnia, jak to mój dentysta lubił mawiać (na temat moich własnych zębów, fakt).

„Nie chce chodzić do dentysty, tym razem też go ledwo zaciągnęłam.”

Przepraszam bardzo, dziecko lat 12 decyduje o tym, czy idzie lub nie do dentysty?

Chyba rzeczywiście nie mogę mieć dzieci, bo mam pod tym względem charakter właściwie despotyczny. Ja tej sytuacji nie rozumiem. Jak dziecko lat 12 może decydować o własnym zdrowiu? Pije słodkie, gazowane napoje i nie lubi myć zębów. Od dwóch lat ma w przeglądzie zaznaczone dziury w zębach stałych. Jedna szóstka nadaje się do usunięcia.

Dziecko. LAT DWANAŚCIE.

OK, w tym wieku nie byłam lepsza, z myciem i słodyczami miałam ten sam problem. Ale nie przypominam sobie, żebym nie dawała się zawieźć kilkadziesiąt kilometrów do dentysty celem leczenia. Pamiętam regularne jazdy, pamiętam leczenie, przez dłuższy czas bez znieczulenia, później z. Nie było, że nie chcę, po co, skoro nie boli. Siadałam na fotelu, otwierałam paszczę, słuchałam gadania pana doktora i odkładałam odpowiedzi na jego liczne pytania na później (a potem i tak nie udawało się ich udzielić).

Może i byłam dziwna. Może nadal jestem. Jestem spaczona jako dentysta. Dodatkowo profilaktyka w naszym kraju leży i kwiczy (chociaż NFZ zaczyna inwestować w zabiegi profilaktyczne więcej kasy), w rezultacie zęby są chyba traktowane jako kłopotliwy dodatek do reszty ciała, a studenci z Norwegii uczą się o próchnicy butelkowej na polskich zębach.

Nie chce iść. A co mnie to obchodzi? Złapać za kołnierz i ruszyć dupę, skoro boli od miesiąca, a ostatnia wizyta była dwa lata temu. Na przegląd. Z zaznaczeniem sześciu zębów do leczenia.

Kategorie
Osobiste

Odwyk

Wylogowałam się z Fejsa dziś rano.

Założenie: zaloguję się najwcześniej za miesiąc. Jeśli w ogóle.

Oczywiście nie oznacza to, że w ogóle zniknę z mediów społecznościowych. Na Instagramie od ogłoszenia odwyku doszło mi 5 śledzących. Pszypadeg? Nie sądzę. Te blogi, które lubię, mogę sobie śledzić gdzie indziej. Ogólnie raczej nie będę spędzać w sieci mniej czasu.

A może jednak? Jak nie będę karmić swojego FOMO, to jednak może się uda spełnić tegoroczne postanowienie przeczytania średnio trzech książek w miesiącu? Zaczęłam dobrze, z końcem stycznia utknęłam na, uwaga, dobrze ocenianym kryminale napisanym przez scenarzystę „Wiedźmina 3”! No heloł! Coś jest nie tak! To trzeba leczyć, skoro się nie ma motywacji do czytania Szamałka!

Już fakt, że miałam konkretną reakcję emocjonalną (smutek, uczucie straty) na samo postanowienie wylogowania się, sugeruje, że jest mi to potrzebne. Mam podszepty, żeby zerknąć tylko na minutkę, sprawdzić reakcje, może jednak ktoś będzie tęsknił? A może sprawdzić „Wspomnienia”, które pokazują, co za durnoty wypisywałam w poprzednich latach. Niejednokrotnie pytałam siebie, po co o tym pisałam? kogo to obchodziło?

Rodzicielka zareagowała emotką „Haha!”. Chyba we mnie nie wierzy. Albo tak ją rozbawiła lista innych portali, na których można mnie znaleźć.

Fejs karmi nasz narcyzm. Pozwala się chwalić sobą, patrzcie i podziwiajcie, dawajcie lajki. A potem osoba z tysiącem znajomych i tak nie ma z kim pójść na piwo wieczorem. To już chyba lepiej zrobić coś wartościowego.

Kategorie
Osobiste Praca

Kaszelek i urlop

Tydzień do urlopu. Od tygodnia kaszlę męcząco, nawet poszłam do lekarza, lekarz stwierdził zakażenie wirusowe, dostałam na wyciszenie sterydy w dwóch postaciach i syropek. Te sterydy jakoś do mnie nie przemawiają. Zawsze byłam kiepska (nawet bardzo) z farmakologii, ale sterydy przy infekcji to chyba średnio? Miałam się zgłosić ponownie, gdyby syropek po trzech dniach nadal nie pomógł.

I chyba się zgłoszę w poniedziałek.

Tak po prawdzie, to nie wiem, czy zdzierżę ten tydzień w pracy. Jestem chyba niemożebnie wręcz zmęczona, muszę mieć chociaż tydzień nicnierobienia. Jeszcze chętniej dwa. Nie chce mi się jeździć do pracy i kręcić kolejnych kanałów. Rzygam już tymi Kerrami i podchlorynem sodu. Jeden pacjent czeka na odbiór protezy; najbliższe terminy do mnie są za miesiąc, a gdzieś trzeba by było ewentualnie powciskać paców w przypadku nieplanowanej nieobecności. Tylko to mnie powstrzymało przed odpowiedzią twierdzącą na pytanie lekarza: „Zwolnienie?”. Dzisiaj żałuję.

Wypalenie zawodowe mi się włącza? Czy to naprawdę tylko kwestia tego, że od lipca nie miałam pełnego tygodnia wolnego, bo pracowałam nawet 27 i 28 grudnia?