Kategorie
Archiwalne Osobiste

„Skyfall”

Daniela Craiga w roli Bonda trawię i lubię. Przed obejrzeniem „Casino Royale” było z tym gorzej, ale okazało się, że facet po prostu kiepsko wychodzi na zdjęciach. Na ekranie wyglądał już OK. To, że to pierwszy blondyn w tej roli wcale mi nie przeszkadza. Ma niesamowicie blade, niebieskie oczy.

„Casino Royale” bardzo polubiłam i widziałam już kilka razy. Był to udany „reboot” serii (Bond w czołówce otrzymuje swoją licencję na zabijanie) i na pewno będę jeszcze do tego filmu wracać.

Druga część tego „rebootu” – „Quantum of solace” – już mniej mi podeszła, głównie ze względu na zmianę klimatu na śmiertelnie poważną. Ten akurat film widziałam tylko raz i chociaż słabo go pamiętam, nie mam ochoty do niego wracać, choć generalnie jako thriller był udany. Do Bondowskiej serii pasował już średnio.

Na „Skyfall” szłam więc z mieszanymi uczuciami. Trailery zapowiadały utrzymanie się klimatu z „Quantum…”, chociaż dodano do tego hipsterskiego Q. Z kina wyszłam wczoraj w stanie wielkiego „squee!”.

Powrót do luzu! Było weselej niż w „Casino Royale”, padło sporo świetnych tekstów, akcja posuwała się wartko naprzód, było śmiesznie, dramatycznie, momentami rosło napięcie, były Bondynki i sporo smaczków (typu [spoiler!] Q: Spodziewałeś się wybuchającego długopisu? Już się w to nie bawimy” [/spoiler]), ostatecznie historia Bonda w pięćdziesiątą rocznicę premiery pierwszego filmu zatoczyła wielkie koło (nie zdradzę, o co w tym chodzi) i nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

To prawdziwie Bondowski film w starym stylu, gwarantujący genialną rozrywkę dla tych, którzy lubią takie klimaty, bo oczywiście nie każdemu musi to podchodzić. Polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *