Działali metodą „na policjanta”.
Nie, nie przelałam im żadnych pieniędzy – próba oszustwa zakończyła się ich porażką.
Nie napiszę, jak cała rozmowa przebiegała, ale mogę powiedzieć tyle, że teraz wiem, skąd ich skuteczność i później doniesienia na portalach informacyjnych, że ktoś stracił kilkaset tysięcy złotych. Oni są cholernie przekonujący.
Ogólnie zaczęło się od tego, że podobno ktoś sfałszował mój dowód osobisty i próbował wziąć na niego kredyt. „Policjant”, dzwoniący z numeru 48 997, stwierdził, że winny jest pracownik banku i konieczna jest „prowokacja”, żeby go ujawnić. Prowokacja miała polegać na wykonaniu przelewu na podany numer konta („to jest fikcyjna transakcja, pieniądze są bezpieczne”, „jeśli pani tego nie zrobi, kierownik banku zablokuje pani konto i straci pani wszystkie środki”). Na początku rozmowy „policjant” się przedstawił, podał numer sprawy, „swoje” imię i nazwisko, i numer legitymacji. Powiedział też, gdzie pracuje, po czym przeprowadził „weryfikację” poprzez „przełączenie” do innego pokoju, gdzie jego kolega powtórzył wszystkie podane mi wcześniej dane.
No więc, podsumowując moje doświadczenia z tamtej rozmowy, trochę mądrości na przyszłość, bo o tym się chyba jednak za mało wałkuje w internetach (nie wiem, jak w telewizji, bo nadal nie oglądam):
- policja nigdy nie załatwia takich spraw przez telefon, zawsze jest spotkanie osobiście albo powiadomienie na piśmie
- policja nie ma prawa robić żadnych prowokacji
- policja NIGDY nie angażuje w swoje śledztwa czy działania operacyjne osób postronnych.
Niby oczywiste. Ale do zakodowania na przyszłość, bo te trzy informacje naprawdę wystarczą, żeby się obronić.
Powodzenia.
(po wszystkim w końcu zastrzegłam swój PESEL – Profil Zaufany bardzo się przydaje.)