Kategorie
Archiwalne Praca

Czasami po prostu nie wyjdzie

Zwyczajnie zły los pada na jakiegoś pacjenta i u niego wszystko się skomplikuje, i nic nie wyjdzie. Najpierw nie wiadomo, który ząb boli. Potem znieczulenie pójdzie do naczynia krwionośnego i pół twarzy się znieczuli (z urodziwym efektem anemizacji – czyli zblednięcia wywołanego środkiem obkurczającym naczynia – na skórze). Jak już otwarcie zęba i znalezienie kanałów się uda, to się, kurna, prawdopodobnie złamie narzędzie w kanale.

Wysłałam pacjenta na drugie zdjęcie RTG, żeby zobaczyć, czy coś z tego będzie.

Ogólnie najpierw człowiek jest szczęśliwy, że po pięciu godzinach piec w domu nie wygasł, jest w miarę ciepło i wystarczy tylko podrzucić węgla, nie trzeba znowu rozpalać, a z drugiej strony teraz przez 2 tygodnie będę myśleć o tym zębie, który prawdopodobnie pójdzie na  straty (pacjent nie pisze się na długotrwałe, skomplikowane leczenie).

Prawdopodobnie przeze mnie.

Kto nic nie robi, nie popełnia błędów? Czy pocieszeniem ma dla mnie być, że kolejny pacjent z mierną dentofobią poprosił o moje nazwisko, żeby móc zapisać się na następną wizytę tylko do mnie, „bo żyje”?

Kategorie
Archiwalne Praca

Pomyśleli o mnie!

Moja alergiczna, prawa łapka mimo smarowania kremem wygląda tragicznie: czerwona skóra, pęcherzyki i strupki. Dziś jedna z asystentek wymieniła pudełko z dotychczas używanymi, zielonymi rękawiczkami z lateksu na ślicznie fioletowe, kupione specjalnie dla mnie rękawiczki nitrylowe. Drogie jak pierun (podobno prawie 2x droższe od tych lateksowych) i trochę ciężko się je zakłada (bo bezpudrowe, więc wyszło, że rozmiar XS jest cosik za mały), ale byłam wdzięczna za to zamówienie. Może mojej łapce nieco ulży. Nie prosiłam. Stwierdziłam, że przeżyję. A tu taka niespodziewajka!

Przy okazji powiedziałam, jakich konkretnie winylowych używałam wcześniej, że były tanie jak lateksy i dało się je założyć na wilgotne ręce (z nie wszystkimi winylowymi rękawiczkami się to udaje).

Alergia to suka ;).

Kategorie
Archiwalne Praca

Zmęczona dentystka

Wczoraj przed pójściem do pracy musiałam robić jeszcze w domu i nie byłam z tego powodu szczęśliwa. W dodatku zadzwonił Rodziciel z zapowiedzią, że prawdopodobnie będę musiała robić do nocy. Takiej godzinowej nocy, bo za oknem noc się zaczyna przed 17.

W przychodni na początku szło całkiem nieźle. Siedmioosobowy tłum pacjentów z bólem został szybko poskromiony dzięki pomocy szefa i lenistwu niektórych moich zapisanych pacjentów. Pod koniec zaczęły się jednak ze mną dziać dziwne rzeczy.

Powrócił problem z podejmowaniem decyzji. Jednego albo dwóch pacjentów odesłałam z tego powodu z „opatrunkami” w zębach, ze strachu, że im zafunduję leczenie kanałowe przy dalszym wierceniu, które jednak byłoby konieczne, gdybym chciała wypełnić im te ubytki na stałe. Mało profesjonalnie, ale powiem szczerze, trudno. Zaczęły mi wypadać z rąk wiertła i paski metalowe. Po 16 zgłosił się kolejny pacjent z bólem (trochę za późno i szczęśliwi z tego powodu nigdy nie jesteśmy), a mi już wszystko opadło.

Doszło do tego, że sprawdzałam kalką zgryz po lewej stronie pacjenta, zamiast po prawej, gdzie był robiony ząb.

Ostatecznie wyszłam kilka minut przed czasem, ostrożniutko wróciłam do domciu, zjadłam obiad i zabrałam się za drugą pracę, którą szczęśliwie skończyłam troszkę po 21. Nie było zatem tak źle.

A przed spaniem poczytałam sobie „Znaczy Kapitan” K.O. Borchardta, którą to książkę (dostępną pewnie w bibliotekach) polecam wszystkim, którzy lubią książki historyczne, przygodowe i marynistyczne, najlepiej naraz.

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Codziennik

Wczoraj robiłam w firmie za pogotowie bólowe. W pewnym momencie przyszła starsza wiekiem pacjentka („Boję się” – rzekła na wstępie), ząb boli, pewnie do usunięcia. Patrzę, w szczęce jedna samotna sztuka, siedzi mocno, jeno ma ubytek. „Może spróbujemy uratować?” – zagaduję nieśmiało, wzbogacona o niedawne doświadczenia z pacjentem domagającym się ekstrakcji. „Jeśli można, to bardzo proszę” – odrzekła pacjentka. Oblicze mi się rozjaśniło, dzielnie znieczuliłam odpowiednie nerwy i w miarę moich możliwości podjęłam się ratowania samotnego ząbka. Po wierceniu i zaopatrzeniu ubytku przesmarowałam ochronnie nieco obnażony korzeń. „Niech protetyk zdecyduje, co z nim zrobić” – rzekłam, pacjentka skinęła głową, zadowolona z usługi.

Nie wszyscy pacjenci chcą być absolutnie bezzębni. Mój szwagier sytuację z czwartkowej notki porównał do hipotetycznego klienta banku, który by wszedł do oddziału i poprosił o zwindykowanie go. Pewnie im mniej zębów, tym bardziej dbamy o pozostałe… No chyba, że ktoś ma zdrowe podejście i troszczy się należycie o swoje pełne łuki zębowe ;).

Za to dzisiaj byłam na kolejnym darmowym kursie, tym razem o uzupełnieniach pełnoceramicznych. Organizatorzy lubią ośrodki krakowskie, bo wykładowca ponownie był stamtąd. Facet z dużym doświadczeniem i sporą inwencją twórczą, ale, kurna, dla mnie to za ciężki i za obfity materiał. Pomysły świetne, rezultaty na fotkach też, ale ja tego nie wykorzystam przez jeszcze kilka lat. Trochę potrwa, zanim zacznę się grzebać w rewolucyjnej protetyce, szczególnie, jeśli przypadnie mi pozostanie na wsi i leczenie tego, co przyjdzie. Rzadko kto ma kasę na implanty. Wyszło mi z tego tyle, że dostałam kolejne 4 punkty edukacyjne, z których nic mi nie przyjdzie, bo na stażu się nie liczą. Ale mam certyfikat.

Do świąt niecały miesiąc. Dziś przy kolacji, podczas omawiania tematu radiowej Trójki, której mój Rodziciel słucha namiętnie, zagaiłam o Wojciechu Mannie, jako wskazanym na Demotywatorach przykładzie, że nie trzeba być pięknym, żeby zrobić karierę ;). Mama, wiedząc, że planuję kupić tacie książkę Manna, poprosiła męża o zrobienie chcelisty. Tata się zgodził, dodając, że wstawi na nią i ową książkę, ale podobno jest ona tak popularna, że się skończyła i wydawnictwo musi zrobić dodruk. Dowiedziałam się przy okazji dwóch rzeczy: niespodziewajki z mojego prezentu Rodziciel mieć nie będzie, ale przynajmniej nie dostanie ode mnie kolejnej książki Clarksona (chociaż wyszedł nowy tom, tym razem jadowicie zielony – informacja dla rodzeństwa 😉 ), a po drugie, że się mimo to ucieszy ;). Po kolacji zatem ruszyłam do kompa, zarejestrowałam się na empik.com i zamówiłam RockManna, przy okazji też książeczkę dla mamy. Tym samym prezenty dla rodziców będą gotowe do odbioru w salonie Empiku pod koniec przyszłego tygodnia w porywach do początku następnego, a wtedy będę już po wypłacie, więc się wszystko ładnie złożyło. Jeszcze tylko prezenty dla rodzeństwa i jego rodzinki i w ogóle będzie git. Niemal zero stresu prezentowego w tym roku :D.

A jest ogólnie coraz bardziej świątecznie. Śnieg spadł (moje i mamy przewidywania pogodowe: teraz zima, w święta 15 stopni i deszcz, w styczniu lato, ferie się skończą i dowali śniegu ku radości gawiedzi 😉 ), zmarzłam dzisiaj niemołebnie (moja bryka nie ma klimy, skutki działania nawiewu poczułam jakieś 3 kilometry przed domem, pozostałe 7 się trzęsłam), jeszcze kilka dni i choinki w sklepach będą wreszcie uzasadnione, rodzice rozlali do butelek domowej roboty wino i ogólnie jest słitaśnie.

Gdyby nie to, że mogę notkę umieścić tylko w jednej kategorii, choć łapie się pod dwie, to byłoby jeszcze lepiej ;). [dop. 2014 – teraz mogę sobie umieszczać notki w tylu kategoriach, ilu tylko chcę!]

Kategorie
Archiwalne Praca

Pacjent się obraził

„Pan na usunięcie”, znaczy potencjalne rwanko. Pacjent usiadł na fotelu i wykłada mi, o co chodzi. Chce sobie zrobić protezę, ale te zęby się ruszają, ten wystaje. No więc „czy można kilka na raz”. Można, ale niech ja najpierw spojrzę.

Ząbków całkiem sporo, w nawet niezłym stanie. Kilka się chwieje, ale to I stopień, więc nie ma tragedii. „Troszkę o nie zadbać i jeszcze posłużą.”

No i się zaczęła dyskusja. Ale pacjent przyszedł nastawiony na usuwanie, bo chce sobie protezę zrobić. Ja na to, że im więcej zębów, tym lepiej się proteza trzyma, zwłaszcza na dole. „Ale niech pani usunie chociaż te dwa” – pacjent wskazuje na minimalnie rozchwianą czwóreczkę i siedzącą dobrze w kości trójeczkę. „Ale to są bardzo dobre zęby”. Zawołałam nawet szefa, coby mnie poparł swym bardziej doświadczonym i specjalistycznym zdaniem. Nic to nie dało, „proszę rwać”. „Ja nie mam prawa usunąć zdrowych zębów.”

„Będę musiał znaleźć innego lekarza.” … „Te zęby i tak po kolei wypadną, to genetyczne.” … „Ale nie będzie zębów, żeby bolały.” … „Moja żona ma protezy całkowite i jest bardzo zadowolona, normalnie je.”

Ostatecznie pacjent, mimo wyłożenia przeze mnie i szefa racjonalnych argumentów, zszedł z fotela, wziął swoją książeczkę zdrowia i wyraźnie obrażony wyszedł z gabinetu.

Mam nadzieję, że nie znajdzie lekarza, który mu te zęby usunie.

To nie fryzjer, żeby robić, co sobie klient zażyczy. Czasami trzeba odmówić.

„Jesteście przede wszystkim lekarzami” – mówił w kółko jakiś mój uczelniany profesor.

Ciekawe tylko, czy pacjent specjalnie teraz nie zapuści sobie jamy gębowej, żeby jego zęby szybciej stały się zdatne do usunięcia…

Kategorie
Archiwalne Praca

Zdziw

Usłyszałam dzisiaj, że mam dobre podejście do dzieci.

Owszem, mam dobre, jak zabieg przebiega, jak należy, a jedyną skargą dziecka jest to, że tak długo to wszystko trwa. W tej sytuacji przy kolejnym sięgnięciu po wiertarkę sadzę z lekka oklepane teksty o robalach chowających się w zakamarkach, wylatujących potem tak, że się kurzy. „A teraz zakładam plastelinę do zęba…”

Ogólnie miałam dzisiaj dobry dzień w pracy. Zarobiłam dla firmy kupę kasy (jak na mnie w dzień przyjmowania na NFZ), skończyłam na czas, ogólnie milusio. Duża zasługa w tym szefa, który był i przyjmował pacjentów z bólem. Jutro tak dobrze nie będzie.

Poradziiiiiimy sobie :).

Kategorie
Archiwalne Praca

Osłabiło mnie

Maseczka zakrywająca dolną połowę twarzy ma niewątpliwą zaletę: widać tylko górną część fizjonomii, więc jak lekarzowi opadnie żuchwa z wrażenia, to jest to mniej widoczne.

Ja się „przesiadłam” z maseczki na przyłbicę, która jest, niestety, przezroczysta. Ale pacjent mojego szczękopadu chyba nie zauważył.

Ludź młodszy ode mnie, a zębiska w rozsypce. Nie wiedziałam, za co się najpierw zabrać. Niektóre zęby tak zniszczone, że po dotknięciu wiertłem nadawałyby się tylko do poważnej odbudowy protetycznej po leczeniu kanałowym.

Terminów nie ma do grudnia. A zęby biją na alarm.

Dobrze, że to był ostatni pacjent, bo widok tamtych zębów skutecznie wyssał ze mnie siły witalne. Wsiadłam do swojej sportowej bryki, pojechałam do domu i postanowiłam się opierniczać. Robota dorywcza czeka, przez nią pojadę do Gdańska po receptę dopiero we środę (jutro gonienie terminów), ale trudno.

Dobrze chociaż, że jakiś czas wcześniej usłyszałam gorące podziękowania od pacjenta za miłą obsługę. Że zagadam, zapytam, zatroszczę się. Jak ktoś mi koło ucha zaczyna nawijać o wyborach samorządowych, to się włączę, a co. Głosowałam. Zazwyczaj skupiam się na pracy i nic nie mówię do pacjentów, chyba, że do dzieci, które trzeba zagadać, by dały sobie coś zrobić (nie zawsze działa). Ale kilka słów czasami najwyraźniej dobrze działa na samopoczucie mojej ofiary.

Chyba znowu będę łykać meliskę przed pójściem spać w niedzielę wieczorem. Nie lubię poniedziałków…

Kategorie
Archiwalne Praca

Kiepsko dziś

Nastroje jak na kolejce górskiej. Raz w górę, raz w dół. Wczoraj robiło się fajnie, dzisiaj kiepsko. Czas się dłuży, problemy z podejmowaniem decyzji przypominały blokadę na egzaminach ustnych, w pewnym momencie było tylu dodatkowych pacjentów, że myślałam, że nie wyjdę przed 19 (raz mi się zdarzyło aż tak przeciągnąć), ale szef wyruszył na odsiecz i przez nieprzyjęcie ostatniego pacjenta skończyłam 20 minut przed czasem.

W ciągu najbliższych 10 dni będę aż trzy razy jechać do Gdańska. Najpierw jutro, na dyplomatorium. Potem w środku tygodnia, żeby odebrać receptę w książeczce zdrowia, zostawionej w przychodni we wspomniany piątek. W następną sobotę z kolei jest szkolenie z prac protetycznych pełnoceramicznych i w gruncie rzeczy dobrze by było też na nie pojechać. A legitka już straciła ważność i każdy taki kurs będzie mnie kosztować 14 zł. Słitaśnie. Skąpiec się we mnie odzywa. Trzeba częściej w Lotto grać. 😉

Dostałam dziś gazetki z Izby Lekarskiej. Znaczy haracz za październik dotarł. 😉

Ogólnie tak sobie mi dziś…

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Tadam tadam

1. Usunęłam konto na Sympatii. Zostałam na jeszcze jednym portalu „randkowym”, ale tam nie każą mi regularnie płacić za członkostwo, więc na razie zostanie. Ogólnie straciłam zainteresowanie poszukiwaniem „miłości życia” tą drogą. Albo miłość sama się napatoczy, albo nie. Do desperatki mi daleko.

2. Na trzy rwanka dziś w gabinecie wyszły dwa (w tym jedno dłutowanie! Takie dźwigniami! Czasami wychodzi 😉 ), z trzecim nawet szef sobie nie poradził, mimo solidnego znieczulenia.

3. Znowu padam na dziup. To chyba pogoda… Jutro popołudniówka, pojutrze dyplomatorium. Mam dość…

4. W Lidlu znowu jest promocja na pistacje :>. Poza tym zrobili przemeblowanie. Taki chłyt małketingowy.

5. Dzisiaj jeden pacjent wyszedł z gabinetu zachwycony. Bo przeprowadziłam instruktaż, jak prawidłowo myć zęby. Nawet rekwizyty miałam. Mały, gipsowy model szczęk plus szczoteczka. „Chyba nikt tak nie myje zębów!”, wykrzyknął pacjent. „Nie, bo nikt nie tłumaczy, że tak trzeba.”

Kategorie
Archiwalne Praca

Metody leczenia

Jakiś czas temu przyszedł do mnie pacjent z bólem. Zbieram wywiad. Pacjent się przyznaje, że cierpi na jakąś nieprzyjemną dolegliwość [nieważne]. Lekarze stwierdzili, że ma ona podłoże psychiczne i przepisali leki.

No i pacjent łyka psychotropy całymi garściami, a dolegliwość nie ustępuje.

Psychiatrzy (czyli lekarze o odpowiedniej specjalności) nie lubią się podobnoż z psychologami (absolwentami studiów humanistycznych). Wolą obciążyć pacjenta tonami leków, zamiast zasugerować konsultację psychologa. Na jakichś zajęciach pan z doktoratem o psychologach w szpitalu psychiatrycznym wypowiadał się z pobłażaniem i lekko ironicznym uśmiechem. „Pogadają z pacjentami… Przynajmniej poczują się potrzebni…”. Ale pewnie zdarzają się też przegięcia w drugą stronę: leczenie wyłącznie psychoterapią takich schorzeń, które wymagałyby już włączenia leków.

A nuż widelec schodzenie mojego pacjenta nie miało podłoża psychicznego?

A nuż widelec terapia u odpowiedniego psychologa by wystarczyła? Ewentualnie leki służyłyby jako dodatek do profesjonalnej terapii psychologicznej?

Niestety, te trzy pytania wpadły mi do głowy już po wyjściu pacjenta z gabinetu. Zresztą nie wiem, czy to dobry pomysł nawet w minimalnym stopniu kwestionować zastosowaną u pacjenta metodę leczenia, jeśli nie znam dokładnie sytuacji ani nie mam doświadczenia w tych dziedzinach. Pacjent jednak o psychoterapii po drodze nic nie wspomniał… Dziwna to i trudna sytuacja…

[dop. 2014 – psycholog to nie psychoterapeuta. Psycholog ewentualnie postawi diagnozę, leczyć nie ma prawa bez dodatkowego przeszkolenia. Poza tym dopiskiem nie chcę jednak zmieniać treści przenoszonego wpisu.]