Pewnego dnia w Drugiej Pracy był Nalot Strachliwych. Z 6 czy 7 pacjentów trzech w stanie dygotu przyznało się przy samym wejściu do gabinetu, że się boi.
Nie jestem dużą osobą. Wzrostu jestem raczej średniego, budowy też zdecydowanie Medium. Asystentka jest nieco niższa ode mnie. Ogólnie dwie dość drobne babki.
– Nas się pan/i boi? – z uśmiechem spytała asystentka.
Na takie pytanie pacjenci nie wiedzą, co odpowiedzieć. Czego właściwie się boją?
Swój strach uzasadniają różnie. W 80% przypadków to trauma z dzieciństwa. Znane wyciąganie z lekcji, wiertarki zasilane systemem napędu nożnego (pamiętam taki u mojej ortodontki, całe szczęście, nie traktowała nim zębów, tylko aparaty 🙂 ), leczenie bez znieczulenia, w porywach do krzyku (ze strony dentysty). Mnie to jakoś ominęło, o co zadbali rodzice.
Pozostałe przypadki to pośpiech i/lub brak informacji udzielonej przez dentystę, co, jak i dlaczego. Jeden dentysta zatruł zęba i wypuścił pacjenta w świat, według pacjenta (który trafił po jakimś czasie do mnie) nie informując, że leczenie trzeba kontynuować. Nie wiem, może pracuję za krótko, ale jakoś nie potrafię zrozumieć, jaki to wysiłek powiedzieć trzy zdania: „Ząb został zatruty. Leczenie należy kontynuować w ciągu dwóch tygodni u pani/pana dentysty. W przypadku pozostawienia w obecnym stanie, dolegliwości mogą się znowu pojawić.” Inny pacjent obraził się na lekarza, bo ten zostawił ząb otwarty. Lekarz najwyraźniej nie wytłumaczył, dlaczego – tak się czasem po prostu robi. Te dwa przypadki, mam nadzieję, to przykład braku zrozumienia i niepamięci związanej ze stresem – pacjent nie zapamiętał, co mówił dentysta. Jeśli rzeczywiście odpowiednia informacja nie została udzielona, to mi smutno. Pacjenci często nie wiedzą i nie rozumieją, co dentysta robił i co dalej ewentualnie trzeba z zębem zrobić.
W jeszcze innym wypadku lekarz po podaniu znieczulenia nie zaczekał, aż zacznie ono działać i zabrał się od razu do usuwania zęba.
Jeśli o mnie chodzi, jeśli widzę, że pacjent może nie zarejestrować tego, co do niego mówię, piszę to na kartce albo daję wcześniej przygotowany druczek. Robię to szczególnie w sytuacji, kiedy wydaję receptę na kilka leków (antybiotyk, przeciwbólowy, probiotyk) lub po ekstrakcji zęba.
Na oświadczenie pacjenta o strachu przed bólem z uśmiechem oświadczam, że sama jestem jednym z pacjentów, którzy od wejścia wołają o znieczulenie i nigdy go pacjentom nie żałuję (chyba, że wiem, że nie zadziała, ale wtedy też mówię, co, jak i dlaczego). Zazwyczaj działa. Asystentka też mocno się udziela w rozluźnieniu atmosfery i uspokojeniu pacjenta.
Tamtego dnia, podczas Nalotu Strachliwych, od jednego Strachliwego usłyszałyśmy na koniec, że jesteśmy aniołami. Od innego, że jesteśmy the best i jeszcze tu wróci.
Czasami radą na strach przed dentystą jest zmiana lekarza. Pod warunkiem, że się dobrze trafi.
Tamci Strachliwi pewnie jeszcze parę razy usiądą z dygotem na fotelu. Ale wrócą na leczenie, zgłoszą się potem na kontrolę. A ja na ich widok będę od razu przygotowywać Ciepły Uśmiech #2 i karpulę do znieczulenia.