Kategorie
Osobiste

Matka dentystka

Jakiś czas temu wpadłam w szał wyrabiania sobie nowych okularów. Przez kilka lat nosiłam jedną parę i postanowiłam zaopatrzyć się w trzy kolejne, każda w innym kolorze oprawek, w tym jedna przeznaczona wyłącznie do noszenia w pracy. Stare okulary nadal nadawały się do noszenia, moja wada wzroku od kilku dobrych lat utrzymuje się na tym samym poziomie. Chciałam po prostu mieć bryle na zmianę :).

Dwie pary, w tym wspomnianą „roboczą”, zrobiłam u optyka w mieście. Badanie wzroku u okulisty potwierdziło stopień wady. Ciągle jednak brakowało mi do szczęścia tej trzeciej pary, w innym kolorze. Przeglądałam większe salony optyczne, ale albo nic mi się nie podobało, albo było strasznie drogie.

W końcu przypomniałam sobie, że optyk znajduje się też w ośrodku zdrowia, bardzo blisko mojej pierwszej pracy.

Wybrałam się tam podczas jakiejś przerwy. Razem z panią wybrałyśmy oprawki. Doszło do wypisywania papierka zamówienia. Podałam swoje nazwisko.

– Czy pani mama nie jest przypadkiem dentystką? – spytała pani.
– Nie, jest terapeutką – odparłam zgodnie z prawdą.
– Bo tu w okolicy jest dentystka o podobnym nazwisku.

Wzruszyłam ramionami. Moje nazwisko jest dość specyficzne; sprawdzałam na jakiejś – nie wiem, na ile wiarygodnej – stronie, że dzielę je i jego nieco zruszczony wariant z około 550 osobami w kraju. Może w gabinecie we wsi obok pracuje któraś z tych 550 osób? Tak czy siak, kilka dni później odebrałam swoje nowe bryle.

Bryle po kilku dniach musiały jednak powędrować do reklamacji. Nie miałam przy sobie papierów do reklamacji, więc umówiłyśmy się, że przyniosę je następnego dnia. Później poszłam na zakupy, wracając do pracy zobaczyłam panią z optyka, rozmawiającą z jednym z moich pacjentów. Skinęliśmy sobie z nim głowami.

Następnego dnia, zgodnie z umową, dostarczyłam okulary i dokumenty. Pani widząc mnie, zaczęła się śmiać.

– Wie pani, ja wczoraj pół dnia się z siebie śmiałam. Jak przyszła pani tutaj pierwszy raz, pytałam, czy pani mama jest dentystką. „Nieee, terapeutką”. Ludzie mówią, że tutaj taka pracuje. Wczoraj rozmawiam z kolegą, on nagle mówi, że o, idzie jego dentystka. „Która?” „No ta”. Jak się człowieka na oczy nie widziało… Dam znać, jak coś będzie wiadomo z tymi okularami. Daleko przecież nie mam.

PS.: W okularach musiały zostać wymienione szkła. W owej feralnej parze miałam ustalony za mały rozstaw źrenic, co powodowało, że oczy bardzo szybko się męczyły (5 mm w porównaniu z innymi szkłami ma znaczenie!).
PPS.: Swoją drogą, wyszło na to, że optyka to bardzo „subiektywna” dziedzina. Wszystko zależy od pomiaru.
PPPS.: A pewien sieciowy optyk w mojej najstarszej parze bryli podobno dodał mi ćwierć dioptrii w jednym szkle. Tak mówił pan, który się zajmował moją reklamacją. Co ciekawe, jak wyrabiałam dwie pierwsze zapasowe pary, pani doktor potwierdziła te dioptrie, które pamiętałam (bez ćwierci dodatku). Mówiłam, że subiektywne?
PPPPS.: Zdjęć okularów i swojego nazwiska nie ujawnię. Szkiełek widocznych w moim avatarze przy komentarzach nie noszę od kilku lat, zostały podeptane (psipadkiem) 😉

Kategorie
Osobiste Praca

Dwa tygodnie do urlopu

Przedurlopowe miejsca w grafiku w pierwszej pracy powoli się kończą. W drugiej pracy spieszymy się z protezami – trzech pacjentów postanowiło na lato zaopatrzyć się w trzecie ząbki, a tu najpierw technik idzie na urlop, potem ja idę na urlop i czasu jakoś tak zaczyna brakować. Ogarniemy.

Siostra tworzy plan wycieczki, ja się cieszę na urodzinowe frytki z majonezem w Brukseli.

I patrzę na tę swoją graciarnię, próbuję sobie przypomnieć, na który sprzęt skończyła się gwarancja, żeby można było z czystym sumieniem kartony powywalać. Mam dwa tygodnie urlopu, wyjazd będzie w drugim tygodniu, więc przez pierwsze 7 dni będzie opróżnianie balkonu z folii i połamanych doniczek; i graciarni z kartonów po starym sprzęcie, śmieci posegregowanych (głównie opakowań plastikowych i tekturowych) i książek, których nigdy już raczej nie przeczytam. Te ostatnie powędrują do jakiejś biblioteki. Albo na olx.pl. Mam zamiar zrobić tu burdel celem późniejszego posprzątania. Będzie się działo.

11 dni roboczych do urlopu. Będzie dobrze.

Kategorie
Osobiste

Myśl leniwca

Porządniejsze sprzątanie mieszkania (w tym mycie okien) zrobiłam tydzień temu.

Święta spędzę głównie w domu rodzinnym, dokładając się do stołu dwiema sałatkami. Nikt mnie nie odwiedza (w te święta, znaczy. Na następny weekend mam zaplanowany maraton filmowy z Ł., ale to też nie jest pierwsza wizyta teściowej 😉 ).

Dzisiaj zatem z wielką satysfakcją stwierdziłam, że poza myciem lustra w łazience i podstawowym ogarnianiem brudu bieżącego (naczynia, podłogi) sprzątać nie muszę.

I to jest BARDZO DOBRA myśl. Możecie mi zazdrościć 🙂

Wesołych Świąt i smacznego jajka 🙂

Kategorie
Osobiste

Opróżniam lodówkę

Od jakiegoś czasu gryzły mi sumienie zalegające w lodówce paluszki surimi. Siostra coś gdzieś wspomniała o sałatce z surimi. No to dziś zdecydowałam, że coś z nimi trzeba zrobić. Zerknęłam na przepisy w sieci i doszłam do wniosku, że można zaszaleć i wrzucać to, co po prostu siedzi w lodówce.

No to proszę, autorski przepis na sałatkę z paluszkami surimi, rozwijający się w miarę robienia (a wierzcie mi, to w moim wykonaniu ekstrawagancja. „Na oko” robię tylko jajecznicę i mielone, do pozostałych, wieloskładnikowych dań potrzebne są mi przepisy z podanymi dokładnymi ilościami składników, których to przepisów trzymam się niemal co do grama):

pół opakowania paluszków surimi (pozostałe pół poszło jakiś czas temu do sushi)
czerwona papryka (sztuk 1)
łyżka szczypiorku (zalegał w zamrażalniku)
trzy ogórki konserwowe (w przepisach zazwyczaj był jeden świeży, nie miałam na stanie, w nagrodę opróżniłam do końca otwarty słoik ogórków)
dwa jajka (ugotowane na twardo)
łyżka majonezu
łyżka kwaśnej śmietany (w wersji chudszej jogurt)
łyżeczka musztardy

W ilościach zależnych od gustu:
sól
pieprz
koperek suszony

Co trzeba pociachać w kostkę i wrzucić do miski. Do pociachanych rzeczy wrzucić to, czego ciachać nie trzeba. Porządnie wymieszać. Smacznego.

(właśnie jem. Bardzo dobre. Na ile niezdrowe to połączenie, dowiem się jutro.)

Kategorie
Osobiste

Z życia dzisiejszego

Wolontariusze WOŚP dziś dopadnięci, dwa serduszka przyklejone do deski rozdzielczej autka. W sumie to pierwszy raz od kilku lat, kiedy dołożyłam do puszki – poprzednie 2-3-4 razy albo nie wychodziłam z domu w trakcie finału, albo nie dopadłam wolontariusza.

Osoby psioczące na Owsiaka i WOŚP proszone o znalezienie sobie w sieci i podpisanie treści oświadczenia (ktoś już takie wymyślił), w którym nie zgadzają się na wykorzystanie sprzętu fundowanego przez WOŚP podczas ewentualnej hospitalizacji własnej czy własnych dzieci.

Mam nadzieję, że jakoś przeżywacie tę paskudną pogodę… Tutaj od kilku dni wieje i pada 🙁

Gdańska stacja krwiodawstwa apeluje o oddawanie krwi, szczególnie grupy 0 i A. Ja się dzisiaj dowiedziałam, że teoretycznie też mogę oddawać krew (choć myślałam, że nie mogę), chyba że mi lekarz w stacji powie jednak inaczej.

Co jeszcze?

Na 75% będę podczas Majówki straszyć w Krakowie. Jeśli ktoś chciałby się spotkać na piwie/kawie/zapiekance czy po prostu na trawniku pod Wawelem (ustawię się pod smokiem, może nikt nie pozna), to proszę dać znać. 😉

I tym, nie wiem, czy pozytywnym, akcentem kończę ten wpis 🙂

Kategorie
Osobiste

Podsumowanie Kącika Czytelniczego 2014

Chyba jednak będę go prowadzić w 2015 roku (może z pominięciem pisania recenzji książek, bo nigdy nie czytam nowości, ale jeśli kogoś to bardzo interesuje, to może po prostu zaglądać), więc oto kopiuj-wklej z tego, co zdecydowałam się wpisać do Kącika w 2014 roku.

Przeczytane w 2014 roku (w sumie 13,5 książki):

  • Szymon Hołownia, Marcin Prokop „Wszystko w porządku” – zaczęta w 2013, skończona już w 2014. Panowie sprzątają pudełka – tematy, o których chcieliby napisać, ale które nie są wystarczająco „rozległe” na osobną książkę. Zbiór osobistych rankingów. Prokop pisze dużo o muzyce, Hołownia o świętych. Fajne.
  • Jeremy Clarkson „Moje lata w TopGear” (też zaczęte w 2013) – zbiór felietonów Clarksona do magazynu TopGear. Nie wszystko o samochodach. Styl – humor, teorie, częste zaprzeczanie samemu sobie – typowe dla Clarksona znanego z telewizji. Również szansa na poznanie kulisów kręcenia programu.
  • Ignacy Karpowicz „ości” (zaczęte w 2013). Obyczajowo o kręgu znajomych, zmagających się z trudnościami życia nie dla wszystkich codziennego. Trochę zagmatwane, momentami ciężkie, momentami śmieszne. Ostatnio doszłam do wniosku, że to książka o fasadach. O twarzach, które pokazuje się innym, wnętrze głęboko chowając. Bo każda z tych postaci ma taką swoją fasadę i swoje prawdziwe ja, które potrafi ujawniać się w niespotykany sposób.
  • Claudia Torres, Jacek Krawczyk „Chomik na widelcu” – recenzja tutaj.
  • Camilla Läckberg „Księżniczka z lodu” – recenzja tutaj.
  • Marcin Meller „Między wariatami” – recenzja tutaj.
  • Mirosław Tomaszewski „Marynarka” – recenzja tutaj.
  • Harlan Coben „Sześć lat później” – recenzja tutaj.
  • Camilla Läckberg „Kamieniarz” – dobry, zaskakujący kryminał. Autorka ma własny styl, którego się trzyma, co jest niby zaletą, ale z drugiej strony czyni tę książkę podobną do poprzedniej, czytanej przeze mnie. Wątki kilku, powiązanych ze sobą osób, plus opowieść „na boku”, która dopiero pod koniec ukazuje swój sens dla reszty fabuły. Klasa sama w sobie.
  • Franz Kafka „Zamek”. Doczytałam do połowy i się poddałam. „Wybitna” literatura jest zdecydowanie nie dla mnie. Ta książka to jedna wielka metafora, której nie rozumiem, postaci zachowujące się irracjonalnie, ciężki styl. Nienienie.
  • Camilla Läckberg „Niemiecki bękart” – recenzja tutaj.
  • Wojciech Cejrowski „Wyspa na prerii” – recenzja tutaj.
  • Nick Mason „Pink Floyd. Moje wspomnienia” – recenzja tutaj.
  • Greg Marinovich i João Silva „Bractwo Bang Bang” – o czteroosobowej grupie fotoreporterów wojennych u schyłku apartheidu w RPA. Uwaga, MOCNE.

Trochę tego mało mi się wydaje i chyba nie wszystko wkleiłam. Tak czy siak, na pewno przeczytałam więcej książek, niż jeszcze rok czy dwa lata wcześniej.

Nie biorę udziału w fejsbukowej akcji „52 książki w 2015” czy jak to się nazywa, bo wiem, że nie dam rady, ale moje zeszłoroczne postanowienie czytelnicze jest nadal aktualne, bo czytanie jest fajne i daje odpocząć od durnot w sieci i panów na Sympatii, z którymi tak w ogóle wcale nie mam ochoty dzisiaj rozmawiać i tym bardziej się spotkać.

Tym samym rok 2014 mogę z Kącika wyrzucić i zacząć tworzyć rok 2015…

Kategorie
Osobiste

I po Świętach

Wigilia i 25 grudnia przesiedziane u rodziców. 26 grudnia odpoczynek od relacji międzyludzkich. 30 grudnia – wybitnie niesatysfakcjonująca druga zmiana w pracy. Sylwester spędzony trochę w kuchni, potem w kinie („Hobbit: Bitwa pięciu armii” bardzo smutno rozczarowująca nijakim poziomem emocji. Wizualnie ekstra, jak zwykle. Ale niewiele poza tym), potem na domowym piciu drinków i oglądaniu filmów z Ł. 2 stycznia koleżanka w pracy myląca piątek z poniedziałkiem. Ponieważ razem miałyśmy pracować też w sobotę, 3 stycznia, przypomniałam jej, żeby przyszła na dobrą godzinę do pracy ;).

3-5 stycznia siedziałam znowu (po raz drugi) w SPA niedaleko Ostródy i się rozpieszczałam (nie wiem, ile przytyłam i boję się sprawdzać). Jak zwykle było miło, relaksująco, profesjonalnie, czysto, uprzejmie, smacznie… O uszczerbku na koncie nie wspomnę. 😉 Jeszcze tam wrócę. Parę rzeczy zrobię inaczej. Dobiorę jeszcze jeden czy dwa zabiegi. Podobno odcięcie się od codzienności raz na kwartał jest wręcz wskazane. Długich weekendów mi w tym roku zabraknie.

Choinka rozebrana 6 stycznia, choć mogła stać dłużej, bo sztuczna. Większa część ozdób zawieziona siostrze – w końcu należą do niej. Mój jest tylko niebieski czubek, 12 czerwonych bombek, lampki i bardzo profesjonalne ozdoby ze słomy. Przed następnymi Świętami BN mogę bezwstydnie polować na nowe bombki :).

Kolęda zapowiada się u mnie na 15 stycznia. To czwartek. Pracuję do 18. Nie będę się spieszyć do domu. Jestem żywym przykładem hipokryty świątecznego – Boże Narodzenie obchodzę, ale perspektywa poinformowania księdza z parafii, której członkiem się nie czuję, że właściwie nie praktykuję i nie widzę powodu dla przyjęcia kolędy, wywołuje u mnie uczucie pewnego niepokoju. Może nawet nie zapuka? Z opłatkiem mnie tym razem nie zastali, to może kolędę też sobie odpuszczą?

Zresztą, wychodzę z założenia, że Boże Narodzenie (Wielkanoc też) to w dużej części wydarzenie bardziej kulturalne i tradycyjne niż religijne. 😉 (przynajmniej u mnie w rodzinie. Do kościoła nikt nie chodzi, parę osób jest bardzo cięte na stan duchowny, ale prezenty pod choinką co roku leżą)

Tylko teraz przyzwyczaić się znów do pracy i nabierać sił na dość ciężki luty.

Chyba miałam napisać coś jeszcze. Zapomniałam. Na pewno miałam posprzątać mieszkanie. Idę spać.

Kategorie
Osobiste

Koniec roku 2014

Co do zeszłorocznych postanowień:

1. udało mi się przeczytać trochę książek, jak widać w Kąciku Czytelniczym. Nie wiem, czy dalej będę go prowadzić. Na pewno w 2015 wchodzę ze stosikiem książek świeżo nabytych i pożyczonych, które wypadałoby przeczytać.

2. pierogi w tym roku robiłam chyba dwa razy i stwierdziłam, że to nie dla mnie. Pierogi mnie nie lubią. Za to ugotowałam i upiekłam wiele innych rzeczy, z efektem całkiem zadowalającym.

3. hiszpańskiego nawet nie tknęłam.

4. pojechałam za granicę i było bardzo fajnie. Siostra coś przebąkuje o wyprawie do Holandii i Belgii latem – zobaczymy.

5. przytyłam. Sporo. I potem też schudłam. Jeszcze więcej. I ostatnio znowu trochę przytyłam, ale były Święta. Mam nadzieję, że znowu uda się schudnąć 😉

Postanowień na nowy rok na razie brak – może poza wyjazdami z domu? Ruszyć się trochę z podwórka? Po Nowym Roku jadę do SPA pod Ostródą, myślę o wyskoku Pendolino do Krakowa (lubię jeździć pociągami, o ile nie jedzie się 14 godzin, bo już po 6 zaczyna mnie boleć tyłek), plus jakiś dłuższy wyjazd latem.

Uważam swoje życie za całkiem satysfakcjonujące, może nie do końca, ale na pewno mogło być gorzej.

Więc satysfakcjonującego życia w nowym roku 2015 życzę Wam, Szanowni Czytelnicy. 🙂

Kategorie
Osobiste

Rozjeżdżanie

Siostra niedawno pisała, że prawie rozjechała samochodem rowerzystę. Miał czarne ubranie, nieoświetlony rower i jechał po przejściu dla pieszych.

Ja dzisiaj prawie rozjechałam pieszego. Miał ciemne ubranie i chciał przejść po nieoświetlonym przejściu dla pieszych. Wylazł mi prawie pod koła samochodu. Znaczy, byłaby to moja wina.

Jako pacholę byłam przekonana, że skoro ja widzę światła zmierzającego w moją stronę samochodu, to i samochód (znaczy kierowca) widzi mnie. Odblaski nosiłam bardzo rzadko.

Przeżyłam. Nikt mnie nigdy nawet nie drasnął. Może dlatego, że zawsze schodziłam na pobocze.

Obecnie, kiedy przechodzę nocą po przejściu dla pieszych i jestem ubrana na czarno (bądź ogólnie w ciemne kolory, co mi się często zdarza), to zachowuję szczególną ostrożność. Nie włażę nikomu pod koła. Aż tak mi się nie spieszy.

Ale to nie zmienia faktu, że nie, kierowca nie widzi pieszego w momencie, kiedy pieszy widzi samochód. Zauważa go bardzo, bardzo późno. Często pewnie za późno.

Ja wiem, że wielu osobom, jak muszą się przemieszczać na własnych nogach, wyłącza się instynkt samozachowawczy. Tak, wiem, masz pierwszeństwo na przejściu, ale cholera jasna, weź pomyśl przed wpakowaniem się na nie tuż przed nadjeżdżającym samochodem. Ja ci chętnie ustąpię. Tylko pomyśl i nie daj się przejechać.

Kategorie
Osobiste Praca

Raport

  1. Oprócz tego, że moja asystentka uprawia aktywną asystę, rozumiemy się świetnie też w innych kwestiach, jak choćby lenistwa.

    Czwartek. Praca podobno do 18. Asystentka obdzwania pacjentów, żeby potwierdzić, że przyjdą (nieprzychodzenie pacjentów jest zjawiskiem zdecydowanie zbyt powszechnym).

    A: Ostatni pacjent nie przyjdzie. Mam poszukać kogoś w to miej…
    Ja: Nie.
    A: [radosny wyszczerz]

  2. Poza tym, praca w sobotę nawet do 11 stwarza wrażenie, jakby mi ktoś ukradł pół weekendu. Całe szczęście, kolejna pracująca sobota dopiero 20 grudnia.
  3. SKOŃCZYŁAM REMONT!!! Dzisiaj dokonałam ostatnich poprawek, umyłam pochlapane farbą drzwi i podłogi (trochę się pochlapały, no), i polakierowałam krzesła po malowaniu bejcą. Przy okazji wniosek: najfajniej maluje się ściany. Do malowania mebli i sufitów się nie nadaję. Oba te elementy wyszły mi beznadziejnie i nie wiem, co zrobię, jak moi rodzice przyjadą w niedzielę, żeby podziwiać.

    Może jakiś dobry sernik upiekę (pierwszy raz w życiu), to odwrócę uwagę od nierówno pomalowanego sufitu i zacieków na krzesłach…

    Książki i filmy wróciły spod okna w sypialni na swoje miejsca na regałach w salonie, chociaż rozważam pożegnanie się z częścią książek…

  4. Ostatnio wyszło parę filmów na BR, na które się napalam. Drugi „Hobbit” w wersji rozszerzonej już kupiony, tylko nie mam z kim obejrzeć. Przed kinową premierą trzeciego filmu pewnie się za to zabiorę. „Strażnicy Galaktyki” wylądują u mnie na półce możliwie zaraz po premierze (czyli 3 albo 6 grudnia – na Mikołajki 🙂 – bo wychodzą 2 grudnia, a ja we wtorki jestem cały dzień w pracy i jednak nie będzie mi się chciało po 19 jechać po jeden film), z „Jak wytresować smoka 2” zaczekam do Gwiazdki 😉
  5. Z randkowaniem idzie mi średnio. Niestety, znaleźć w okolicy osobę, która przynajmniej częściowo podziela moje zainteresowania (patrz wyżej) i osobowość (głęboko zakorzeniony introwertyzm), jest dość trudno…
  6. Najfajsiejsi są goście, którzy wysyłają wiadomości z szablonu, nie dodając nic od siebie, więc ich wiadomości dosłownie kończą się na „Mam na imię…” . Zostali zignorowani.
  7. Ech, życie towarzyskie… Po co to komu…