Kategorie
Archiwalne Osobiste

Chlip chlip

Niech mnie ktoś przytuli…

Przez chwilę myślałam, żeby jednak jechać jutro do Gdyni autkiem (posmakowało się tego luksusu, ojjj, tak), ale dzisiaj zaliczyłam swój pierwszy w życiu obrót samochodu o 180o i pewnie teraz przez jakiś czas będę wkurzać kierowców za sobą zbyt zachowawczą jazdą. Co mam zresztą w d***.

Ogólnie fajnie, że ruchliwa droga prowadząca do dość dużej miejscowości, położonej nieco na uboczu od głównego traktu, chyba ani razu od początku zimy nie została posypana czymkolwiek. Dzisiejszy obrót zresztą był troszkę z mojej winy, bo jechałam nieco za szybko, za późno i zbyt gwałtownie zaczęłam hamować za samochodem, który stał i czekał na możliwość skrętu w lewo. W tym miejscu pragnę podziękować Panu, który się zatrzymał, podszedł, żeby zapytać, czy nic mi się nie stało i potem pomógł w powrocie na właściwy kierunek poprzez zatrzymywanie nadjeżdżających samochodów.

Autku nic się nie stało. Po poślizgu odbiło się na przydrożnej zaspie. Nawet pasa nie zmieniłam.

Ja też w jednym kawałku. Tylko lekko psychicznie rozbita. Dobrze, że robótka, którą poświątecznie przywiózł mi Rodziciel, nie jest na jutro. Bo pewnie znowu bym się poryczała, a tak jakieś pół godziny pracy i resztę dokończę jutro…

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Świątecznie

[Notka z gatunku beznadziejnych]

Po raz pierwszy w życiu nie będę miała ferii świątecznych.

Tak, tak, drogie dzieci. Po studiach Was też to czeka! Chyba, że będziecie pedagogami różnego sortu… [jak życie w tym roku wykazało, nawet pedagodzy nie mają ferii 😉 – dop.aut.,2015]

Te trzy świąteczne dni spędziłam na radosnym opierniczaniu się. Obejrzałam 2,75 filmu („Die Hard”, 0,75 „Casino Royale” i „Fifth Element”), z czego nie widziaśam wcześniej w całołci tylko jednego (ciężko zgadnąć, którego, skoro to wszystko takie świeżynki…). Powinnam jakiś serial nadrabiać, ale to się może uda w okresie okołosylwestrowym. Bo potem to nauka do LDEPu.

Co do prezentów, to zaskoczenia nie przeżyłam, jako że większość pochodziła z mojej chcelisty. Wydanie DVD „Casino Royale” również na niej się znajdowało. Podobnie jak depilator elektryczny, którym potraktowałam półtorej łydki (przepraszam osoby, które nie mają ochoty czytać takich szczegółów) i stwierdziłam, że dalsze traktowanie przekracza moje chwilowe możliwości. Nie, że bolało. Tylko… było nieprzyjemne. Z czasem to się podobno robi mniej dokuczliwe. Na pewno wygląda mniej dramatycznie od depilacji woskiem 😉 [WYBACZCIE!!!].

Tak sobie siedzę i patrzę na tego mojego Della Latitude C840. I sobie myślę, że mimo jego zasług dla mojego przeżycia pod koniec studiów, chętnie bym się z nim rozstała na rzecz czegoś nowszego. Z różnych przyczyn zatem wyruszę na polowanie na nowego laptopa do RTV Euro AGD (do Media Markt za daleko) dopiero po Nowym Roku, z nadzieją, że kilkusetzłotowy wkład własny i umowa o pracę do końca września pozwolą mi nabyć coś fajnego na jakiś miły kredyt.

Jutro zatem powrót do rzeczywistości poniedziałkowej popołudniówki, pojutrze jazda do Gdyni. Chyba pojadę kolejką, choć w Wigilię zaliczyłam pierwszą od czasu kursu na prawo jazdy podróż tamże za kierownicą samochodu. Całe szczęście nie musiałam wjeżdżać do ścisłego centrum, z czym jednak wiązałby się cel mojej wtorkowej podróży. Środa zapowiada się normalna, w czwartek postaramy się nieco skrócić kolejną popołudniówkę, nie tylko z okazji końca roku, ale też wybycia z domu moich rodziców (cztery dni wolnej chaty!!!). Sylwester wolny. Znaczy ze sprzątaniem, do którego przyłożę się chyba bardziej, niż na święta…

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Językowa zagwozdka

Wczoraj, szukając tabeli odmiany angielskich czasowników nieregularnych (nie pytajcie, po co 😉 ), trafiłam w jakimś starym kompendium na wymienione niektóre różnice między angielskim z Anglii, a amerykańskim.

Ogólnie wyszło na to, że używam tworu łączącego konstrukcje gramatyczne z obu odmian.

W szkole uczono nas tej pierwszej, więc trochę bardziej skomplikowanej. Amerykanie stereotypowo lubią sobie ułatwiać życie, więc i gramatyka jest czasami prostsza, np. w takim zdaniu: US „Did you hear the news?” – UK „Have you heard the news?”. Albo w US wywalają słówko „got” w zdaniach z „have” w znaczeniu posiadać (US „I have a car” – UK „I have got a car”). Niektóre czasowniki, które są nieregularne w UK, w US stają się regularne (burn, dream, learn, leap, smell, spell, spoil). Ponieważ kompendium traktuje o gramatyce, różnice typu „petrol”-„gas” czy „colour”-„color” nie zostały w nim zawarte.

Powstanie tworu wiąże się oczywiście z tym, że na wiedzę szkolną nałożyłam swoją metodę uczenia się, czyli czytanie zwykle amerykańskich opowiadań i oglądanie niemal zawsze amerykańskich filmów i seriali. Przez chwilę myślałam, żeby sobie owe kompendium troszkę dokładniej przejrzeć, coby się zdecydować, której konkretnie wersji angielskiego używać.

A potem przyszło mi do głowy:

Czy kogoś to w ogóle obchodzi, że czasem powiem tak, a innym razem inaczej? Grunt, że raczej dogadałabym się po angielsku i dalsze poznawanie tego języka ciągle sprawia mi tę samą przyjemność :).

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Święta

W gruncie rzeczy chyba nigdy nie składałam na blogach życzeń świątecznych. Chyba dlatego, że nigdy nie wiedziałam, co bardziej oryginalnego wymyśleć, poza tym, wszyscy to robią, a ja nie lubię aż tak bardzo iść za trendami.

W tym roku, na pierwsze Święta na Pilnikowym, wyłamię się ze swoich zwyczajów.

(choinkę znalazł Wujek Google)

Zatem:

UCZNIOM: powodzenia w szkole. Świetnych wyników na egzaminach i maturze. Dostania się do tej szkoły, którą sobie wymarzyliście. Dotarcia do celu 🙂

STUDENTOM: bądźcie godnymi reprezentantami braci studenckiej. Zdawajcie egzaminy śpiewająco, korzystając przy tym z typowych zalet studenckiego życia :). Moim przyszłym kolegom po fachu życzę miłych i cierpliwych pacjentów, udanych wycisków czynnościowych i kształtnych plombek bądź też rzeźb z plasteliny ;).

POZOSTAŁYM: sukcesów na polu zawodowym i prywatnym. Jak najmniejszej ilości pracowych dylematów. Satysfakcji przede wszystkim – z tego, co się robi i jak się żyje.

SOBIE życzę oglądalności godnej Top1000 ;).

I dla wszystkich razem: wesołych, pogodnych, szczęśliwych, zdrowych, bezpiecznych, sycących świąt Bożego Narodzenia 🙂

życzy
thekfile

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Jeszcze tyle czasu…

… do spełnienia tego marzenia, że aż mi z tym źle.

Rok? Dwa? Trzy?

Czemu aż tyle?

Ludzie pytają „a co, źle ci?”, „z kim będziesz tam mieszkać?”.

Tak, czasem mi źle, choć nie muszę spłacać kredytów (poza rodzicielskim na samochód), płacić rachunków i wykańczać pokoi.

Sama będę mieszkać. Sorry, z kotem. Mamy XXI wiek.

Mam chyba za dużo czasu na myślenie…

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

O wszystkim po trochu

Taki znak życia.

1. W gabinecie tego nie powiem (a może powinnam), więc napiszę tu:
Jeśli ktoś jest zdrowy. Nie ma jakiejś wady genetycznej. Odżywia się normalnie.
W tej sytuacji ZĘBY SIĘ SAME NIE PSUJĄ.
Do rozwoju próchnicy są potrzebne cztery rzeczy: podatne zęby (ofkors, próchnica w bezzębnej jamie ustnej się nie rozwija), czas (zalegania płytki nazębnej), bakterie (zbadano, że u jałowych szczurów próchnica nie powstaje) i substrat (węglowodany). Bez któregokolwiek z tych czynników próchnicy nie będzie.
W przypadku zaniedbań higienicznych bakterie z jamy ustnej (których się nie wyeliminuje) mają dużo czasu na wykorzystanie węglowodanów z jedzenia (przy czym podobnoż bardziej próchnicotwórczy jest biały chleb i chipsy, niż czekolada, która się szybciej wypłukuje) na produkcję kwasów rozpuszczających zęby (w uproszczeniu).
Może powinnam wykładać brutalną prawdę? „Pani doktor, od czego te zęby się tak psują?”

OD, KUŹWA, ICH NIEMYCIA!!!
I niechodzenia do dentysty.

2. Dzisiaj nieco przedłużony dzień w pracy zakończył się triumfem chirurgicznym. Przyszedł pacjent z bólem, ząb do usunięcia. Pan duży (więc ząbek potencjalnie kłopotliwy), ząb dość zniszczony, byłam sama (plus asysta, ale ona mi w razie problemów nie pomoże). Serce nadal mam miętkie, żal mi było obolałego chłopaka odesłać, z drugiej strony po łebku krążyła mi myśl, że sobie nie poradzę. No dobra, próbujemy. Znieczuliłam, odwarstwiłam ozębną nakładaczem, wtłaczam kleszcze, zaciskam, zaczynam wyważać – kurna, kruszy się, zaraz się złamie i nie będzie jak złapać, trzeba będzie odesłać do chirurga – wyważam w drugą stronę – rusza się, może coś z tego będzie – kilka ruchów na boki i ząbek wylazł.
Czasami się udaje ;).

3. Środowy wypad do Gda zakończył się herbatą (miała być kawa), naleśnikami (przez które nie było kawy, bo mi nie pasowały) i zakupami z koleżanką ze studiów (wyszłyśmy z C&A ze sweterkami, ja dodatkowo upolowałam prezent dla rodzeństwa, zostały jeszcze 2 drobiazgi dla rodziców). Byłam w domu po 19. Kolejne fajne popołudnie.

4. Wczoraj natomiast zyskałam argument za kupnem sobie nowego laptopa na raty. Dzięki temu może łatwiej dostanę kredyt na mieszkanie! Po Świętach zacznę się intensywnie rozglądać :> ;).

EDIT:

5. Wniosek po przyjęciu pewnego pacjenta w dniu wczorajszym: jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy robić speckę z dziecięcej, niech mnie ktoś zastrzeli. Ortodontą być mogę (niegdyś wymyślony możliwy kierunek dokształcania się: w ramach zemsty na świecie za 10 lat noszenia aparatów 😉 ), bo najgorsze, co robi ortodonta, to wyciski, które są nieprzyjemne, ale nie bolą.

6. Przy okazji specjalizacji i wspomnianego biegania po Gdańsku z koleżanką, zgodnie doszłyśmy do wniosku, że likwidowanie LDEPu to zbrodnia wobec osób, które planują robić specjalizację.

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Zupełnie normalnie

„Zaczęłam go chwalić, żeby wiedział, że jest kochany” – ja w rozmowie ze starszymi wiekiem rodzicami koleżanki podczas wspólnej jazdy do miasta (we dwie jechałyśmy na kawę, rodzice koleżanki skorzystali z transportu, bo chcieli zrobić zakupy). Przy okazji pogładziłam kierownicę przedmiotu wypowiedzi.

Tak, mówiłam o swoim samochodzie.

Dobrze, że moja matula szkoli się na socjoterapeutę. Może za 2 lata będzie w stanie mi pomóc ;).

Kategorie
Archiwalne Osobiste Praca

Kawkujemy

Jedna koleżanka zagroziła, że musimy oblać moje dyplomatorium. Ponieważ obie jesteśmy przeraźliwe wręcz alkoholiczki-imprezowiczki, zasuwamy jutro koło 12 na kawkę ;).

Z drugą koleżanką kawka będzie we wtorek – znowu jadę do Izby oddać papier do LDEPu i zapytać się o staż cząstkowy (protetykę i ortodoncję w gruncie rzeczy powinnam zrobić gdzieś indziej), potem sobie pokawkujemy. Dostanę film ze wspomnianego dyplomatorium i też będzie fajnie. 🙂

Ogólnie kawoszem nie jestem, ale piję kawki niestandardowo przygotowane (znaczy w udziwnieniach poniżej ogromnej ilości mleka nie schodzę 😉 ) dla smaku. Na pobudzenie stosuję czarną herbatę, podczas sesji dyplomowej chłonęłam napoje energetyzujące. Kawa na mnie w ogóle w ten sposób nie działa.

Dzisiaj rano w pracy znowu robiłam za pogotowie bólowe, ale chętnych było mało. Mój pacjent, który od tygodnia łazi z wkładką wybielającą w zębie ponownie się nie stawił na kontrolę. Muszę go chyba postraszyć powikłaniami, żeby przychodził, kiedy należy, a nie wciskał mi się między pacjentów, jak mam roboty po pachy.

Dobry kolega Robson ( :* ) dostarczył nowy pilniczek do wystroju bloga. Mam jeszcze taki z akcentem świątecznym, pojawi się za jakieś 2 tygodnie ;). Teraz przynajmniej widać, że to K-file! 🙂

Kategorie
Archiwalne Osobiste

Angielski jest fajny

Na Facebooku można się powymieniać chmurkami z osobami, których kompletnie się nie zna i by się ich nie poznało w innych okolicznościach. Przez chwilę miałam wśród znajomych dwie Litwinki, jedną Bułgarkę, jedną Chorwatkę, nadal mam Amerykankę mieszkającą w Niemczech.

Gdzie indziej można różne ciekawe rzeczy poczytać. Na różne tematy. Jeśli ilość materiałów po polsku nie jest zadowalająca, warto sięgnąć po te po angielsku. A wtedy niech rozwija się szajba.

Ostatnio spędziłam 3 popołudnia nad czytadłem, napisanym profesjonalnie, na podstawie serialu „24 godziny”. Po angielsku. Rozrywka była przednia. Matula, przy której zazwyczaj głupio mi jest spędzać całe dnie przed ekranem kompa (na studiach miałam przez to problemy), pochwaliła. „Uczysz się języka metodą naturalną”. Znaczy taką, jaką uczą się języka małe dzieci. To prawda. Lata czytania takich książek, fanfictions (amatorskich opowiadań na podstawie książek, seriali, komiksów, sztuk teatralnych itp.) wyrobiły u mnie pewną swobodę w używaniu angielskiego. Nagle nie mam większych problemów z dobieraniem czasu do zdania. Mam pewien zasób słownictwa potocznego. W takim czytaniu nie chodzi o to, żeby sobie w myślach tłumaczyć słowo po słowie. Znacznie lżejszą metodą jest chłonięcie kontekstu, a sprawdzanie w słowniku tylko pojedynczych, kluczowych słów. Nie piszę, że byłabym w stanie prawidłowo i ładnie przetłumaczyć na polski te wszystkie czytadła, które zaliczyłam. Ale wiem, o co w nich chodziło i dobrze się bawiłam podczas lektury.

Ktoś powie: łatwo Ci mówić. Może i owszem. Uprawiam proceder „zaliczania czytadeł” od liceum. Angielskim zaczęłam się pasjonować już w gimnazjum. W liceum byłam w grupie zaawansowanej (do której przydzielano na podstawie wyniku testu zdawanego po dostaniu się do danej szkoły), edukację akademicką z języka angielskiego skończyłam zwolnieniem z egzaminu ustnego i 5 w indeksie.

Dzisiaj w rozmowie z mamą rzekłam mądre, oczywiste zdanie, z którym rodzicielka, od lat „walcząca” z językiem niemieckim, zdecydowanie się zgodziła.

„Nie wolno się zmuszać.”

Trzeba sobie znaleźć coś, co jest związane z zainteresowaniami i studiować ten temat w ćwiczonym języku. I chcieć rozwijać swoją znajomość języka. Oba te czynniki są bardzo ważnym krokiem w stronę sukcesu :).

PS.: Jak to jest, że ilekroć gdzieś piszę, że nie mam o czym pisać, przychodzi mi wena na notkę?

Kategorie
Osobiste

Debiut cukierniczy

Moje umiejętności w kuchni pozwalają mi na utrzymanie się przy życiu. Nic ponad podstawy (w tym obiadowe) nie robię, głównie dlatego, że w kuchni rządzi moja rodzicielka. No i mi się nie chce. No i nie mam motywacji. Matula od wielu lat grozi, że zrobi mi intensywny kurs gotowania, ale nic z tego nie wychodzi.

I w sumie nie przeszkadza mi to.

Eksperymenty wolę przeprowadzać w samotności, a rzadko kiedy się zdarza, że mi się zachce i w dodatku mamy nie ma w domu. Podejrzewam, że moje umiejętności rozrosną się przy okazji dorwania się do WŁASNEJ kuchni, czyli za parę lat. 😉

Ostatnio rodzeństwo zrobiło mi apetyt na bloga mojewypieki.blox.pl [obecnie mojewypieki.com – przyp.aut.2015]. A tam przepis na najprostsze ciasteczka maślane. Matula pojechała się dokształcać, a ja kupiłam w sklepie porządne masło i zabrałam się do roboty.

Ogólnie proces twórczy trwał jakieś pół godziny, łącznie z pieczeniem. Wyszło to.

Kruche, ale nie bardzo suche. Dodany aromat migdałowy (chciałam waniliowy, ale nie było w domu) dodaje im delikatnego smaczku. Mimo braku papieru do pieczenia (piekłam na blasze wysmarowanej olejem) wyszły pychotne.

Dumna z siebie jestem przestraszliwie. Ciekawe, jak długo przetrwają, bo sama zeżarłam przynajmniej 1/3, a rodziciel (porównywalny ze mną, jeśli nie większy łakomczuch) już się o nich dowiedział.

Już mam ochotę upiec jutro 2x większą porcję. Chyba trzeba będzie się przebiec do sklepu po masło…