Zaczęłam się zastanawiać, kim była Mrówka w poprzednim wcieleniu.
Bo, jak Bozię kocham, tak „ludzkiego” kota nigdy nie widziałam.
Jestem jej karmicielką od dwóch lat, wcześniej karmy do miski dosypywała moja siostra. Jeszcze wcześniej była ratowana w domu tymczasowym w Toruniu i B(rz)ydgoszczy, a jeszcze wcześniej była kotem „działkowym”. Tyle wiemy.
Obecnie ma jakieś 8-9 lat.
Jest raczej nieduża, ma czarne futro z białymi plamami na szyi i w okolicach „bikini”. Ma dość krótki ogonek i wielkie, zielone oczy.
I świetnie rozwinięte z racji częstego używania struny głosowe. O ile koty mają coś takiego. Ale jakoś dźwięki z siebie wydają, nie? Mamy tu jakiegoś weterynarza?
I ma całkiem spory rozumek w małej, czarnej, kociej główce.
I ten rozumek jest chyba w niej najbardziej niesamowity.
Z Mrówką można pogadać. Można się pokłócić. Dobrze wie, co się do niej mówi.
Potrafi się obrazić, jak zabraniam jej wskoczyć do umywalki w łazience. Wyraźnie widać, jak przetwarza moje „nieeee…”, sprawdza kątem oka, czy na nią patrzę, przymierza się do skoku, po czym na moje zdecydowane „NIE!” odwraca się, odpyskowuje po kociemu, wychodzi z łazienki i siada tyłem do drzwi.
Jest pyskata, absorbująca, hałaśliwa, wymusza to, czego chce. Co rano muszę dosypać choć trochę świeżej karmy, choć w misce jest jeszcze żarcie. Po południu głośne miauczenie to informacja, że mam ją wpuścić na górną półkę szafy w korytarzu. Siedzi tam potem kilka godzin i jest spokój.
Przychodzi na kolana, komentuje głaskanie.
Protestuje na tarmoszenie, ale później i tak wraca.
Moja mama ostatnio opowiadała, jak Mrówka kiedyś ją poganiała do płaczącej, siostrowej córki.
Odpowiada, jak się do niej zagada.
Kim więc była w poprzednim wcieleniu? Inteligentnym człowiekiem, nielubiącym kotów, zamienionym w jednego za karę?
Wiem, że moją fascynacją Mrówką krzywdzę trochę Kisiela. Ale Kisiel to jest, niestety, trochę przygłupawy, duży rudzielec. Aż tak się nie angażuje. Trzyma się bardziej z boku. Lubi drapanie za uchem. Wieczorem, kiedy leżę w łóżku, podchodzi i robi bęc! i trzeba go pomiziać. Tulenie (a fajnie się go tuli) już jest ble, długo nie wytrzyma. Na kolana też nie przychodzi.
Głosik ma z rodzaju „ostatni kastrat”, czasami jego miauki wychodzą bezgłośne. Za to bardzo głośno mruczy.
Jest wybredny, podczas gdy Mrówka żebrze. Nie wiem, co gorsze. Z drugiej strony to Kisiel ma lepiej rozwinięty instynkt łowiecki: poluje na większość owadów w mieszkaniu i na świetlne zajączki. Potrafi biegać po ścianach ;).
Nie kuma idei drapaka, drapie wszystko (znaczy moje łóżko, fotel komputerowy, kanapę, uszczelkę uchylonych drzwi balkonowych, ścianę z kartongipsu…), tylko nie drapak. Nie zawsze wychodzą mu skoki na odległość. Bardzo łatwo go przestraszyć.
Więc jest to kot tak jakby z drugiego bieguna.
Też się cieszę, że go mam. Tak się często kocha. Inaczej, ale równie mocno 🙂