Cejrowskiego lubię. Może nie za poglądy polityczne, ale za lekkie pióro. Od czasu do czasu trafiałam na jego programy w TV i też się je fajnie oglądało.
Nowa opowieść WC jest nieco inna od poprzednich. Pan podróżnik zmienia bowiem lokalizację: z Afryki czy Ameryki Południowej przenosi się na amerykańską (w sensie arizońską) prerię, gdzie ma swój domek, trochę ziemi, na tej ziemi krowy, wiatrak do pompy na wodę i „oswojonego” kojota bez łapy.
Opisuje życie codzienne swoje i innych mieszkańców prerii, ich poczucie humoru i praktyczne podejście do egzystencji w trudnym i suchym terenie gdzieś na końcu świata, niedaleko granicy z Meksykiem. Czyni to z typową dla siebie lekkością i humorem, szczerze opisując swoje liczne wpadki na początku pobytu. Jednocześnie wyraża swoje poparcie dla amerykańskiego systemu, w którym nazwę ulicy nadajesz sobie sam, podczas zgłoszenia narodzin dziecka urzędnik ma obowiązek wpisać takie imię, jakie wskaże rodzic, Walmart sprzeda Ci wszystko i tanio, a każdy ma prawo zastrzelić każdego, kto wejdzie na jego teren bez zaproszenia.
Trudny jest żywot na prerii, gdzie rządzi natura. Ale autor jest w stanie przedstawić je tak, że wszystko wydaje się magiczne. Trzeba tylko odpowiedniego podejścia – do życia, do własnych wpadek, do głupich żartów lokalnej społeczności, która z dziką chęcią wykorzysta naiwność nowicjusza, ale z drugiej strony pomoże w potrzebie i wyśle delegację, jeśli nagle znikniesz.
Fajna lektura.
W odpowiedzi na “Wojciech Cejrowski „Wyspa na prerii””
Daj tacie do przeczytania. Za to strzelanie do obcych to WC jeszcze polubi 😉