Już się porozpieszczałam. Z majówki wróciłam 4 kilogramy cięższa, potem trochę domowych lodów na kremówce i 9 czerwca rano, po nieopatrznym stanięciu na wadze łazienkowej stwierdziłam, że mam nadwagę. Po pracy próbowałam jeszcze kupić sobie koszulkę i nie zmieściłam się w swoim dotychczasowym rozmiarze.
Została podjęta decyzja o odchudzaniu. Minimum te 8 kg od majówki. Chętnie 10 kg. A 16 to już w ogóle cudownie.
Wbrew pozorom nie uczyni to ze mnie anorektycznie chudej. Będę w normie.
Po niezmieszczeniu się w koszulce kupiłam czerwoną herbatę w saszetkach. Wróciłam do domu, dojadłam resztę grochówki z weekendu. Wypiłam pierwszy kubek czerwonej herbaty. Poszłam na godzinny spacer z kijami do nordicu. O 18 zjadłam coś w stylu pomidora na kolację i później tylko piłam wodę.
Następnego dnia rano ważyłam 2 kg mniej.
Wiedziałam, że nie ma się co cieszyć, bo większość z tych zgubionych kilogramów to woda. I owszem, po pracowitym wtorku z odpuszczeniem sobie sportu przywitałam z powrotem jeden kilogram.
W środę znowu spacer po pracy, tym razem z lepszym nawadnianiem. W czwartek rano prawie 2 kg na minusie wględem środy. W tym część to na pewno tłuszcz – tak twierdzi moja mądra waga łazienkowa.
Zobaczymy, co będzie dalej.
Śniadania i obiady jem normalne, tylko kończę je kubkiem czerwonej herbaty. Kolacja jest symboliczna i najpóźniej o 18 – zazwyczaj to ogórek. Zamienię je na wafle ryżowe, zanim mi zbrzydnie. Jem co 3-4 godziny. Plus ta odrobina sportu – nordic walking nie odchudza jakoś bardzo (po godzinie spaceru – 5,5 km – Endomondo wskazuje spalenie ok. 350 kalorii), ale liczy się ruch. Procesy spalania tłuszczu są chociaż trochę pobudzone. Na razie nie mam jakiegoś strasznego parcia na słodycze, ale czekoladki raz dziennie sobie nie odmówię. Nie mam postanowienia, że zrzucę te 8 kilogramów do wyjazdu do Pragi (15 lipca), tylko że w ogóle się z nimi pożegnam w najbliższej przyszłości. Jeszcze tylko przeproszę się z dawno temu zakupioną płytą i książką z ćwiczeniami na uda, brzuch i pośladki…
Czas się i tak porozpieszczać. Znów z przyjemnością patrzeć w lustro na zaznaczoną talię. Wyrzeczeniem na majówce była wydana kasa. Tym razem można się pożegnać z kanapką na majonezie na kolację.