Pewnego dnia przyszedł do gabinetu pacjent z bólem. Pacjent ów dwa lata temu miał zatruty ząb. Ten sam ząb go właśnie bolał. Pacjent dość sporych gabarytów i podający nadciśnienie. Ładnie prosił o usunięcie zęba, bo boli, a na kanałowe (z wątpliwą szansą powodzenia, biorąc pod uwagę stan zęba) nie ma kasy.
Trzy ampułki Ubistesinu Forte, podane przewodowo, książkowo. Działały może pięć minut, po czym przestały. Za namową pacjenta („niech pani spróbuje, wytrzymam”) podjęte trzy próby ekstrakcji, z powodu utrzymującego się bólu zakończone ze strony dentysty wydaniem recepty na antybiotyk i skierowania na RTG. Ze strony pacjenta było to poinformowanie poczekalni pełnej ludzi (w tym osoby towarzyszącej pacjenta), że „ona nie umie znieczulać, skoro nie umie, to na cholerę się zabiera za usuwanie”.
Dentysta się nie przejął. Ze wzruszem ramion stwierdził (w myślach), że przy potencjalnym stanie zapalnym (którego nie można było specjalnie potwierdzić, bo a) pacjent podawał, że ząb go boli od jakichś trzech dni, b) nie było zdjęcia RTG i możliwości wykonania go na miejscu, c) nie było ewidentnego obrzęku itp.) znieczulenie może nie zadziałać i nie jest winą dentysty to, że pacjent chodził dwa lata z toksyczną substancją w zębie. Poza tym znieczulać umie, bo robi to od kilku lat i prawie zawsze wychodzi (w medycynie nic nie ma na 100%).
Kilka dni później inny gabinet, inny pacjent, ten sam dentysta. Również znieczulenie podane przewodowo. Pacjent się znieczulił w ciągu kilku minut, zabieg (leczenie zachowawcze) przebiegł bez bólu i nerwów. Szczęśliwy pacjent na odchodne stwierdził, że „pani zawsze trafia z tym znieczuleniem!”. Szczęśliwszy chwilowo dentysta uśmiechnął się z satysfakcją.
Wniosek z powyższej historii?
Nie da się wszystkich zadowolić.
W odpowiedzi na “Wzrusz”
Ciekawa historia. Jako dentystka na pewno będę odwiedzać Twój blog. Pozdrawiam.