Zamarzyły mi się duże filiżanki. Wpadłam do Pepco, zobaczyłam całkiem spore, czarne, z zielonym kwiatowym wzorem. Szukałam spodków, ale nie było, więc stwierdziłam, że trudno, biorę tak czy siak. Do tego wzięłam jeszcze dwie wysokie szklanki na nóżkach i biało-żółty kubek z kwiatkiem, który będzie mi służył za nowy, „ulubiony” kubek na poranną herbatkę.
Przy kasie wyjaśniło się, dlaczego do filiżanek nie było spodków – po przeciwnej stronie od wzorku napisano „SOUP”.
Kupiłam filiżanki do zupy.
Kurde, a życie kiedyś było takie proste. Zupy jadło się z głębokich talerzy albo bulionówek. Teraz mam dwie duże filiżany do zupy. Spoko. Gdyby nie ten cholerny napis, w ogóle nie byłoby problemu… W sumie nadal go nie ma, ale gościowi już herbatki w nich nie podam… Po co je podpisali?
Tak w ogóle to dzisiaj mamy tutaj lato, jakieś 25 stopni w cieniu. Po śniadanku pojechałam na zakupy, w hipermarkecie udało mi się zgubić listę, ale chyba ostatecznie kupiłam wszystko, co planowałam. Po powrocie do domu koło 12:30 stwierdziłam, że obiadek pewnie zjem przed 14, a koło 15, jeśli pogoda się nie zepsuje, wyskoczę na basen, bo na plażę za daleko. Pogoda się nie zepsuła, wyskoczyłam, po raz pierwszy od ponad pół roku potaplałam się przez 40 minut, zjechałam kilka razy zjeżdżalnią wodną, wymoczyłam się w jacuzzi. Potem zaliczyłam wspomniane Pepco i wpadłam do rodziców na pyszne ciasto baj moja siostra. Wyjechałam stamtąd z nowym czajnikiem typu inox (czyli w stalowej obudowie, ekspres do kawy i maszynę do chleba też mam w tym stylu), który nieco kosmicznie świeci na niebiesko, jak jest włączony. Wypas, już go uwielbiam.
Leniwą niedzielę psuje mi tylko fakt, że jutro wyjątkowo mam popołudniówkę nie dlatego, że była zaplanowana, ale dlatego, że musiałam przestawić pacjentów z wtorku, bo po południu kontynuuję diagnostykę przed wycinankami. W przyszłym tygodniu chcę zrobić RTG klatki piersiowej (też przez zabiegiem), a tydzień później (bo po co kumulować wrażenia na jeden dzień) czeka mnie wypad do szpitala, żeby się rozeznać w terminach przyjęcia na zabieg.
A tak w ogóle to marzy mi się weekendowy wypad do SPA. Masaże, basen do znudzenia, czytanie książek. Może w październiku, jeśli będzie mnie na to stać?