Wczoraj byłam na pierwszym w moim zawodowym życiu, płatnym kursie. Ogólnie 1 dzień wykładów, w nagrodę 8 punktów edukacyjnych (w ciągu roku muszę ich uzbierać średnio 50 – 200 na 4 lata) i bardzo dużo wyniesionych informacji.
I obolały tyłek, bo krzesełka na dłuższą metę były niewygodne.
Ale nakarmili, kawką napoili, powiedzieli dużo ciekawych rzeczy, takich do praktycznego wykorzystania.
Jeszcze ciekawsze było oświadczenie, że dentysta z dwudziestoletnim doświadczeniem (wśród słuchaczy, nie prowadzących) zamiast podchlorynu sodu do płukania kanałów podczas leczenia kanałowego używa wody utlenionej (w ogóle w tej chwili wyłączonej ze schematu płukania kanałów) i ukręconej z tabletki metronidazolu i czegośtam pasty (pierwsze słyszę). Prowadząca pani doktorantka bardzo się starała ukryć swoje niebotyczne zdziwienie. A ja po którymś tam opisie przypadku pozazdrościłam paniom prowadzącym mikroskopu zabiegowego. O koferdam i MTA (cudowny materiał) będę u szefa sępić w środę.
Co do szefa, jutro mnie czeka dość poważna rozmowa z nim. Sama zacznę. Dzisiaj pewnie znowu nie zasnę.
To niemal postanowione: od stycznia zakładam działalność gospodarczą i szukam drugiej pracy.