… Nawet się jeszcze nie urodziło, a już się je obwinia o zepsucie zębów mamie.
„Po ciąży się zepsuły.”
Ależ oczywiście, że się zepsuły. Miały prawo, jeśli przed ciążą były zapuszczone, ciąża stała się wymówką, żeby nie pójść do dentysty, a poranki z wymiotami, złe samopoczucie, lenistwo, sto tysięcy innych spraw do załatwienia i podjadanie po nocach spowodowały pogorszenie higieny jamy ustnej.
Ciąża nie jest w żadnym wypadku przeciwwskazaniem do leczenia zachowawczego. Zachowawczego, czyli polegającego na wywierceniu dziurki w zepsutym miejscu na zębie i założenia wypełnienia. Kanałowe też się robi. Czasami jest gorzej z chirurgicznym, ale to już nie zachowawcze.
Poza tym, zęby nie są źródłem wapnia podczas ciąży i laktacji. Nie rozpuszczają się.
Potem mam taki przypadek na fotelu i mam ochotę opieprzyć. Ale co poradzisz? Już za późno, 5 zębów „po ciąży” do usunięcia.
Zadbane panny w wieku 15-23 z połową zębów bocznych do usunięcia też się często zdarzają. Chodzi taka wymalowana i wystrojona na leczenie tylko wtedy, gdy na tapecie jest ząbek przedni. Szóstka z Depulpinem („trutką”) od dwóch i pół miesiąca boli, ale nieeee, właścicielka nie przyjdzie dalej leczyć. Zwłaszcza, że trzeba płacić, ona się jeszcze igieł boi…
W pracy jakoś wyjątkowo nieudany dzień. Niby nikomu nie złamałam narzędzia, jedyne dziecko na fotelu nawet nie pisnęło, jedyna ekstrakcja też wyszła bezproblemowo, ale jakoś ogólnie chyba nastała jesień.