Przypadek z pogotowia, niedziela wieczór. Przychodzi mama z dzieckiem. Dziecko było pacjentem. Pani opowiada, jak to bolący ząb najpierw był „opatrunkowy”, potem wypełniony, po miesiącu zaczął boleć. Pani w ową niedzielę wieczorem poszła do dentystki, która ten ząb robiła ostatnio, żeby pani dentystka spojrzała i coś poradziła. Pani dentystka zdecydowanie odesłała panią z dzieckiem na pogotowie stomatologiczne.
Pani była oburzona. Przecież chodziło tylko o to, żeby spojrzeć! W końcu to dziecko, dorosły jakoś wytrzyma, ale na dziecko mogła przecież spojrzeć!
Mogłam tylko wywnioskować, że pani doktor ma gabinet przy własnym domu, skoro była dostępna, a dziecka nie przyjęła.
Można w pewnym stopniu zrozumieć mamusię. Z drugiej strony…
Ząb bolał od kilku dni. Mamusia w końcu zdecydowała się zjechać z wakacji. Po mojej interwencji z komory wylała się ropa: nic dziwnego, że ząb bolał.
Jeśli dentysta choć raz pozwoli sobie na ustępstwo w postaci posadzenia pacjenta na fotelu w niedzielę wieczorem, to będzie miał takie sztuki zawsze. Mi to chyba nie grozi, bo własnego domu z gabinetem raczej nie wybuduję. Zastanawiam się, jak długo mój były dentysta (którego zresztą mam zamiar odwiedzić przed urlopem, ale ani słowa Rodzicielce, bo jest to decyzja średnio racjonalna 😉 ) musiał wychowywać sobie pacjentów, żeby dali mu spokój w jego własnym domu.
A pacjenci niech zrozumieją takiego dentystę z gabinetem przy domu. Fajnie, jasne, do pracy dwa kroki, zazwyczaj przez jedne drzwi, ale każdy ma prawo do nienaruszalnego pracą odpoczynku. Ból zęba zazwyczaj wiąże się z zaniedbaniami, więc jeżeli ktoś nie dba o zęby, to niech nie wymaga od dentysty, że ten poświęci swój wolny czas na ratowanie czegoś, na czym nie zależało właścicielowi.